sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 55


Cała impreza miała się odbyć w jakimś klubie, który Kamil wynajął na dzisiejszy wieczór. Weszliśmy do środka. Zobaczyliśmy bardzo dużo ludzi. Po chwili ukazała mi się dobrze znana sylwetka – Kamil.
-Cześć. – lekko się uśmiechnęłam.
- Hej. Fajnie, że jesteś. Wchodźcie – zaprosił nas do środka.
'Jednoznacznie trudno orzec, którzy to wrogowie, a którzy przyjaciele..
Gdy wręczyliśmy mu prezent poszliśmy zdjąć kurtki. Następnie Kamil kazała nam sobie coś zamówić do picia. Posłuchaliśmy go. Usiedliśmy przy stoliku. Wypiliśmy po drinku i zaczęliśmy tańczyć.
Po chwili jakaś dziewczyna zrobiła odbijanego. Zaczęła tańczyć z Przemkiem. Mnie do tańca porwał Kamil.
- Myślałem, że dostanę od ciebie mikroskop, mógłbym wtedy podziwiać… ekh.. no wiesz. – roześmiał się.
- No wiesz, po co oglądać, coś czego się nie ma? – przygryzłam wargę.
- Dla wszystkich taka jesteś, czy tylko na mnie taka cięta? – uniósł brew.
- Na tych, co sobie zasłużyli. – sztucznie się uśmiechnęłam i po skończonej piosence usiadłam do stolika.
„Ale mam w sobie przeszłość i tego nie wyrzucę,
zapomniałam uczuć i teraz znów się ich uczę.”
Po chwili, dosiadł się do mnie jakiś chłopak.
- Twoje zdrowie. – podał mi kieliszek wódki.
Oliwia.. nie wolno ci… Jutro masz mecz… Oliwia..!
Wzięłam i wypiłam. Przecież to tylko jeden kieliszek. Następnie znów poszłam tańczyć. Byłam już trochę wcięta…
-Fajna jesteś jak wypijesz! – powiedział ten chłopak od wódki.
-Ty też jesteś fajny, jak wypiję.
Trochę źle się poczułam. Skierowałam się do łazienki.
PERSPEKTYWA PRZEMKA :
Nigdzie nie mogłem znaleźć Oliwii. Rozpłynęła się? Może wyszła… Telefonu też nie odbierała. Postanowiłem iść do damskiej toalety. Mam nadzieję, że nie będzie tam nikogo prócz Oliwii.. Jeszcze te przewrażliwione kobiety wezmą mnie za jakiegoś zboczeńca.
Otworzyłem drzwi. Zobaczyłem tam siedzącą pod ścianą Oliwię. Była skulona i cała zapłakana.
Nie chcę wierzyć w słońce tuż po burzy, bo nadzwyczajnie go nie potrzebuję, nie potrzebuję ciepła jego promieni, ani tego, że znów będzie na parę chwil, by o zachodzie niepostrzeżenie zniknąć. Nie potrzebuję nadziei na lepsze jutro, definicji szczęścia czy sprostowań uczuć, nie potrzebuję niczego, bo dziś, nie mam już nic.
- Oliwia, co się stało? – szybko do niej podbiegłem. Ukucnąłem i próbowałem ją uspokoić. Cała się trzęsła. Miała rozmazany makijaż.
- Ja.. ja.. kręci mi się w głowie. – wymamrotała. Chyba nie do końca rozumiała co się teraz dzieje. Była nieobecna. Przestraszyłem się…
Zamówiłem taksówkę i pojechałem z nią do szpitala. Okazało się, że ktoś dosypał jej coś do alkoholu. Od razu zrobili jej płukanie żołądka. Nie wyglądało to za ciekawie. Lekarz powiedział, jej stan nie jest krytyczny, ale jest bardzo słaba.
Była szósta rano. I nic. Jeszcze się nie obudziła. Przez całą noc nie dała znaku życia.
Pozostało tyle niewypowiedzianych słów, zabrakło tylu gestów, zostało kilka rzeczy, parę zdjęć i pustka… Ta bolesna pustka którą próbujemy zapełnić uczuciami, wspomnieniami, pamięcią i nadzieją że kiedyś się jeszcze spotkamy…
Kurwa.. To moja wina.. To przeze mnie tu leży. Gdyby nie te cholerne urodziny, nic by się nie wydarzyło. Nie wybaczę sobie tego.
Z jej pokoju wyszedł lekarz.
- Doktorze, co z nią?
- Obudziła się, ale jest bardzo słaba. Musi odpoczywać.
- Mogę do niej wejść?
- Na chwilę… - skinął głową.
PERSPEKTYWA OLIWI:
Chyba jestem w szpitalu. Facet w białym fartuchu? Mam nadzieję, że to nie psychiatryk. Nagle drzwi mojego pokoju znów się otworzyły. Zobaczyłam w nich Przemka.
- Jak się czujesz?
- W ogóle się nie czuję. – powiedziałam zachrypniętym głosem.
Czułam się strasznie zmęczona. Tak jakbym przez ostatnie 10 lat wchodziła pod jakąś górę.
- Potrzebujesz czegoś? – złapał mnie za rękę.
Tak. Piotrka. Ale wiem, że to nie możliwe.
- Jedź do domu. Ja sobie poradzę. Pewnie zaraz masz trening.  – powiedziałam ostatkami sił z lekkim uśmiechem.
Na twarzy uśmiech, a w duszy taki rozpierdol, że nawet nie masz pojęcia .
- Nigdzie nie jadę. – nie odpuszczał.
- Jedziesz.. – powiedziałam stanowczo.
Przekonałam go. Zostałam sama. Dobrze pamiętam co się wczoraj wydarzyło. Chyba się zatrułam tą wódką…
Weszła pielęgniarka. Zmierzyła mi ciśnienie.
- Przepraszam, który dzień tygodnia dziś jest? – spytałam, a raczej wymamrotałam pod nosem.
- Wtorek, 10.00 rano.
- Dziękuję. – mimowolnie się uśmiechnęłam.
Zaraz… Wtorek, 10.00? Dziś mecz.. To miał być mój pierwszy mecz, w nowym klubie.. I to w pierwszej szóstce.
Zawołałam lekarza.
- Kiedy mnie wypiszecie?
- Najwcześniej za kilka dni. Musi pani odpoczywać. – przeglądał moją kartę.
- Chcę wyjść na własną odpowiedzialność.. – ledwo co podniosłam się z łóżka.
- To niemożliwe.. Jest pani bardzo sła.. – zaczął ale nie dałam mu tego przywileju, żeby dokończył.
- Muszę.. Proszę mnie wypisać. – powiedziałam stanowczo.
- Na własną odpowiedzialność, tak? – westchnął.
- Tak.
Przebrałam się w ubrania, które leżały obok mojego łóżka. Ciężko mi był zrobić, choćby dwa kroki.
 Cholera , weź się w garść! masz to , co zawsze pragnęłaś więc kurwa choć raz w życiu to doceń !
 Strasznie czułam się zmęczona. Mój oddech był bardzo głośny. Wstąpiłam po wypis. Złapałam stopa i pojechałam do mieszkania. Dobrze, że Przemek dał mi dodatkowe klucze…
Przebrałam się : http://allani.pl/zestaw/911987-trampki-nike-dres-penn-ink wzięłam torbę treningową i zamówiłam taksówkę..
Mam godzinę do rozpoczęcia meczu. Po dotarciu na miejsce, już tylko 40 minut. Przebieram się w strój meczowy. Wszystko mnie boli, wszystko przyciąga do ziemi. Muszę oszczędzać siły. Chwytam butelkę wody i siadam na krześle. Słucham taktyki i obserwuję przeciwniczki z Gdyni.
Czasem po prostu jest ciężej, ale mimo wszystko zawsze trzeba wstać i iść przed siebie z dumą w oczach.
Wybiegamy na boisko. Po pierwszych metrach myślę, że gorzej być nie może.
Dam radę.. Muszę.. Zaciskam zęby, i zamykam oczy. W swojej wyobraźni słyszę ciszę.. Otwieram oczy i słyszę gwizdek sędziego.
Nie zliczysz, ile razy mówiłaś, że jest okej, a tak naprawdę rozpierdalało cię od środka. Nie zliczysz, ile razy uśmiechnęłaś się, chociaż miałaś ochotę płakać jak dziecko. Nie zliczysz, ile razy oszukiwałaś samą siebie, że on cię kocha. Nie zliczysz, ile razy spierdoliłaś coś, na czym ci cholernie zależało. Nie zliczysz, ile razy miałaś ochotę umrzeć, zapaść się pod ziemię, po prostu zniknąć. Nie zliczysz, ile razy tak bardzo pragnęłaś być szczęśliwa, a za każdym razem znowu coś stawało ci na drodze. Pewnych rzeczy nie da się policzyć, bo niektóre błędy popełniamy zbyt często.
**************************************

Uparta ta Oliwia... :D
Zabijecie mnie po kolejnym rozdziale ;x
Dziś mam osiemnastkę u kolegi :D uuuu ^^
Dziś wstawiam wam...
Moja radość, gdy się dowiedziałam, że przez tydzień nie mam maty xd
Pozdrawiam ;*
Komentujesz = motywujesz :3

12 komentarzy:

  1. No ciekawie się robi, ale martwię się o jej zdrowie. Strasznie przypomina mi ona mnie, też jestem uparta jeśli chodzi o sport :D
    Zaraz,zaraz jak to Cię zabijemy? Przecież ona nie umrze prawda?????
    Tylko nie dawaj epilogu, bo serio Cię Miśka zabiję :P
    Pozdrawiam:)
    PS.Z tym zabijaniem to mówię serio!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie ;D Jeszcze kilka rozdziałów będzie :)
      Nie mówię o śmierci :)
      Dowiesz się niedługo xd
      Pozdrawiam ;**

      Usuń
  2. Uuu strasznie uparta, tylko żeby jej się nic nie stało!!! Nie uśmiercaj jej! Kiedy następny? Nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu mamy cie zabić po następnym rozdziale? Mam nadzieje,że Oliwii nic złego się nie stanie na tym meczu... Nie moge sie doczekać następnego rozdziału. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pewnie cię zabije, bo pewnie następny rozdział to będzie epilog :c człowieku nie rób mi tego! Rozdział super, i mam nadzieję, że Oliwi nic nie będzie. Caluję :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Każdy z nas ma w sobie trochę uparciucha :D w oczekiwaniu na kolejny rozdział zapraszam do mnie na małe coś o sporcie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń