wtorek, 15 października 2013

Rozdział 7


Na treningu ćwiczyliśmy podania. Już za 5 dni pierwszy mecz. Inne dziewczyny strasznie to przeżywały. Nie powiem, że ja nie, ale ja tak tego nie okazuję. Po prostu staram się grać jak najlepiej, by pomóc swojej drużynie. Pierwszy mecz miałyśmy zagrać z reprezentacją Danii.
Ćwiczenie polegało na tym, że w parach < w tym wypadku byłam z Kaśką> rozgrywamy sobie piłkę, a następnie strzelamy bramki.
Nadeszła nasza kolej ja podałam piłkę Kaśce… Wzrok w tej chwili skierował mnie na trybuny.
KUREK? WTF?
- Uważaj! – krzyknęła Kaśka…
Tak, dostałam piłką w głowę.
- Oliwia, co z tobą? – podbiegł do mnie trener.
- Nic, wszystko w porządku, mogę grać dalej.
- Nic cię nie boli?
- Nie.
- Idź do pokoju, odpocznij, przyjdź jutro wcześniej na trening.
SUPER.
- Jasne. – wstałam i poszłam do szatni.
Po drodze dorwał mnie Kurek.
- Boli cię? – spytał idąc obok mnie.
- Łaskocze. – odpowiedziałam sztucznie się do niego uśmiechając.
- To nie był mój pomysł z tą kartką, ci idioci to sobie ubzdurali, że ja pisze do ciebie jakieś listy. – roześmiał się.
- Spokojnie, nawet w to nie uwierzyłam.
- Myślisz, że nie byłbym zdolny do takiego czegoś? – ustał przede mną.
KURWA, JAKI ON WYSOKI….
- Myślę, że nie. Nie wpadłbyś na coś tak genialnego jak… - zaczęłam ale on mi przerwał.
- Jak ten drugi Bartek?
- Jak twoi nienormalni koledzy, pasuje?
- Kto to jest w ogóle ten Bartek?
- Jezu człowieku, jaki ty jesteś natrętny. – pokiwałam głową i zniknęłam za drzwiami szatni.
Przebrałam się i poszłam do pokoju. Wzięłam prysznic i zaczęłam oglądać telewizję.
Rozległo się pukanie. Podeszłam do drzwi.
- Hej. – powiedział koszykarz.
- Cześć. Wchodź.
ZAPOWIADA SIĘ CUDOWNY WIECZÓR…
- Jak było na treningu? - zaczął.
- Świetnie. Dostałam piłką w głowę, po czym trener kazał mi wracać do pokoju…
- Przyłóż sobie lodu.
- Człowieku, skąd ja ci lód wezmę?
- Zaraz wracam. – wstał i gdzieś poszedł.
NO TO NA CHWILĘ MAM SPOKÓJ.
Po dziesięciu minutach wrócił z lodem.
- Pokaż. – podszedł i zaczął przykładać mi lód. – Lepiej? – spytał.
- Taa..
- A nie należy mi się nagroda? – uśmiechnął się.
- A  sam mój uśmiech ci nie wystarczy?  - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Liczyłem na coś innego, ale cóż. Muszę się najwyraźniej nacieszyć tym co mam…
Zapanowała cisza.
- Chłodno trochę… - powiedziałam, żeby przerwać tą ciszę.
I JUŻ PO CHWILI TEGO ŻAŁOWAŁAM…
Podszedł do mnie, objął mnie i tak siedzieliśmy kilka minut.
- Słuchaj, ja za chwilę mam siłownię…
- Jasne, już się zbieram. – pocałował mnie w policzek.
- Na razie.
- Cześć.
OCZYWIŚCIE, ŻE NIE MAM ŻADNEJ SIŁOWNI…
Po chwili dziewczyny wróciły z treningu. Opowiadały, jak to trener je chwalił. Trochę zrobiło mi się przykro, że nie mogłam zostać i pokazać co umiem, ale cóż…
Poszłam się odświeżyć. Brałam kąpiel, gdy usłyszałam jak ktoś mnie woła.
- Co? – krzyknęłam.
- Wyjdź na chwilę.  – powiedziała Marta.
- Teraz?
- Tak, to ważne.
Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam.
YYY CO ONI TU ROBIĄ?
W naszym pokoju ujrzałam Bartka, Pita i Zibiego. Od razu poczułam na sobie wzrok KAŻDEGO.
- Idziemy na czekoladę, idziesz z nami? – spytał Kurek, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Nie mam ochoty. – powiedziałam i podeszłam do szafki wyjąć ubrania.
- No nie daj się prosić. – poczułam na swoich biodrach ręce Zibiego.
- Jeżeli za trzy sekundy nie weźmiesz tych łap to obiję ci tą mordę. – odpowiedziałam spokojnie.
Ten szybko zabrał ręce.
- To idziesz, czy nie? Bo nie wiadomo ile nie będziemy na ciebie czekać. – Bartman gwałtownie zmienił swój głos i stosunek co do mojej osoby.
Pewnie się wkurzył, że go odrzuciłam.
- Nie idę panie Zbigniewie. – odpowiedziałam i z powrotem weszłam do łazienki.
- O co ci Zibi chodzi? Weź trochę z niej zejdź. – tak to był głos Kurka.
- Ja mam z niej zejść? Z tej księżniczki? Nie widzisz że to ona się na mnie uparła? Z resztą nie tylko, na ciebie też.
- Jezu, przyzwyczaj się i tyle, ja ostatnio z nią mam lepsze kontakty. – powiedział Kurek.
- Dobra, musimy o niej gadać? – usłyszałam te słowa jako ostatnie.
Postanowiłam iść na halę rozładować emocje. Na hali zobaczyłam Ignaczaka.
- Hej. – powiedziałam.
 Ten gwałtownie odwrócił wzrok.
- Co tu robisz? – spytał.
- To, co ty, czyli odreagowuję.
- Eh, twoje problemy co do moich nic nie znaczą. – westchnął Igła.
- Kurwa, Igła weź nie pierdol. Nie chcesz, nie mów. Ale każdy z nas ma problemy. I kto jak kto, ale ja ich doświadczyłam i doświadczam na każdym kroku. Najpierw rodzice, potem zmarła moja siostra… - głos mi się załamał…
Niby to było tak dawno temu, ale jednak to boli. Pierwsza łza spłynęła po policzku.
- Nie płacz. – popatrzył na mnie Igła.
- Nie płacze, ja po prostu.. Ja nie mogę o tym zapomnieć…
- Rozumiem cię, strata najbliższych boli najbardziej. – usiadł obok mnie.
- A tobie co się stało? Nie było twojej ulubionej wody? Eh, przepraszam….
- Nie, była. – roześmiał się. – Wiesz, mam już swoje lata… I nie mogę się pogodzić z tym, że za rok może mnie tu już nie być. Więc chcę jak najdłużej przebywać na boisku…
 - Widać, że się przywiązałeś… Ale pomyśl ile meczy już zagrałeś na boisku, ile wysiłku cię to kosztowało. Prawdą jest, że coś się kończy a coś zaczyna. Ale przecież to nie koniec świata, przecież grasz jeszcze w klubie, a z klubu tak szybko się ciebie nie pozbędą. – roześmiałam się.
- Dzięki za słowa otuchy. I widzisz? Da się jednak być miłym. – szturchnął mnie w żebro.
- Da, ale nie dla wszystkich. – wstałam, wzięłam piłkę i zaczęłam odbijać. Tak, piłkę od siatkówki, która nie była mi obca.
*********************************************************

Komentujcie! ;p

1 komentarz:

  1. Fajny rozdział;) Ciekawi mnie jaki ona miała kontakt z siatkówką do tej pory?;)
    Pozdrawiam serdecznie;)

    OdpowiedzUsuń