- I jeszcze tylko 30 metrów i
będziemy na fajeczce… - powiedziałam gdy byłyśmy już prawie obok bramy.
- Żyleta… Bo ja to chyba się
wycofuję. Bo wiesz, przypał będzie. – popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem
Marta.
- Jak chcesz. Ja cię nie trzymam.
- Y.. No ten, to ja też wrócę. –
odezwała się Kaśka.
- Boicie się jakbyście miały po 13
lat. Zajaramy i szybko wrócimy.
- No a skąd fajki? – spytała Marta.
- No wreszcie sensowne pytanie. Hmm…
- zamyśliłam się.
- Ja wracam. Zdziśka znów nas
opieprzy. – cofnęła się Kaśka i zniknęła za zakrętem.
- A ty? – spytałam Marty. – Dobra nie
to nie. – pognałam do przodu.
Kto by się bał Zdziśki? Przecież ona
jest głupia i udaje że nic nie widzi. No ale cóż. Nie chcą to nie. Pójdę sama.
Byłam już na głównej ulicy Katowic. Zaczęłam
pojedynczo zatrzymywać ludzi. Niestety każda akcja zakończyła się
niepowodzeniem…
Usiadłam zrezygnowana na przystanku.
Ale stop! Przecież Żyleta nigdy się nie poddaje. Zauważyłam jakiegoś wysokiego
mężczyznę. Podeszłam do niego.
- Masz fajkę? -zapytałam, a on popatrzył na mnie z
politowaniem.
- Dziecko, żuć to świństwo.
Krzywdzisz się tym. A twoi rodzice wiedzą że palisz? – zapytał, a we mnie aż
się zagotowało.
- Słuchaj no. Nie chcesz dać fajka to
spieprzaj, a i nie będziesz mnie pouczał. Kim ty jesteś? Nic o mnie nie wiesz.
– odeszłam wkurzona.
Usiadłam na przystanku. Łza spłynęła
mi po policzku. Nigdy nie płakałam.. A teraz? Co się ze mną dzieje? Muszę być
twarda.
- Wszystko w porządku? – znów
ujrzałam tego faceta.
- Co cię to obchodzi? Weź spierdalaj.
– pobiegłam przed siebie.
Po drodze jakiś typek się nade mną
zlitował i poczęstował papierosem. Z satysfakcją wróciłam do bidula.
Chciałam niepostrzeżenie wejść do
ośrodka, ale niestety to mi się nie udało.
- Oli? – spytała Zdziśka – opiekunka
bidula.
- Chyba wyraźnie powiedziałam, żeby
tak pani do mnie nie mówiła?!
- Tak, przepraszam. Gdzie byłaś? –
wyostrzyła głos.
Myśl żyleta, myśl…
- Pobiegać…
- A kto ci pozwolił wyjść poza
ogrodzenie?
- Jej, czepia się pani. Nic złego nie
zrobiłam.
- Zrobiłaś, będziesz miała karę..
Przez tydzień nie będziesz trenować.
- Co! Chyba panią coś boli!
- Grzeczniej dziecko, grzeczniej! I
jeszcze coś.. Przez ten tydzień nie wychodzisz z pokoju.
- Hahah.. Jest pani zabawna.
- Już do pokoju.!
Pobiegłam do siebie. Na pewno nie
zabroni mi chodzić na treningi. A są one trzy razy w tygodniu…
- Oliwia… - weszła Marta a za nią
Kaśka.
- Nie gadam z kablami. – założyłam
słuchawki.
- Ale ona mnie zaszantażowała!
Przepraszam…
- Jak będziecie wychodzić zamknijcie drzwi. – odwróciłam głowę.
Wykonały polecenie.
Oparła głowę o poduszkę
i poszłam spać.
- Oliwia. Wstawaj. – wpadła do mnie
podekscytowana Marta.
- Czego? – wymamrotałam.
- Mamy gości…
- I co z tego? I tak nie mogę
wychodzić z pokoju.
- Dziś możesz. Pani Zdzisia tak
powiedziała.
- Pani Zdzisia? – wybuchłam śmiechem. – Chyba Zdziśka.
- Oliwia… - zobaczyłam w drzwiach
Zdziśkę i jakiegoś faceta. Gdzieś go już widziałam. No tak! Bingo! To ten od
fajków. Zmierzył mnie wzrokiem a następnie się uśmiechnął. Ja zrobiłam dziwną
minę typu ,,mam coś na mordzie?’’
– Przebierz się i zejdź na dół. – wykonała
polecenie.
- Taaa.. już lecę. – przykryłam się
kołdrą.
- Żyleta! – krzyknęła.
- Mam się przebierać przy nim? –
kiwnęłam na niego głową.
- A tak sory. – powiedział i zniknął za drzwiami.
- My już sobie później porozmawiamy.
– pokręciła głową Zdziśka i zniknęła z tamtym mężczyzną.
- Marta? Po co mam tam iść? –
spytałam.
- No będziemy malować razem z
siatkarzami jakieś skarbonki dla dzieciaków.
- Wtf? Chyba ich powaliło. A tak w
ogóle… Ta gwiazdunia to siatkarz?
- Tak. – pokiwała głową.
Zeszłam do świetlicy. Obok stolika
siedzieli wszyscy mieszkańcy tej budy oraz ci siatkarze. Było ich pięciu.
- Siadaj obok pana Zbyszka. –
wskazała Zdzicha na tego faceta od fajek.
- Tu? – spytałam wkurzona.
- Tak tu.
- Znów się spotykamy, przypadek? - Zaśmiał się.
- Chyba fatum. – odpowiedziałam
znudzona.
Dali mi do ręki jakiegoś królika,
pędzelek i farby w tubce. Nagle poczułam na sobie farbę. Wylądowała ona na
mojej koszulce.
- Ups, sorry. Nie chciałem. –
powiedział pan Zbysio.
Czy Oliwia Bartman może tak to
zostawić? Odpowiedź brzmi nie!
**************************************************************************Krotki, ale jeste :) Kochani, zachęcam do pozostawienia po sobie jakiegoś znaku! Komentujesz = motywujesz. Ps. I jak wam się podoba pierwszy rozdział? :D
Fajny;) Mi się podoba czekam na dalszy ciąg;d
OdpowiedzUsuńMam pytanie: Czy Oliwia Bartman i Zbyszek to jakaś rodzina w tym opowiadaniu?;D
Dowiesz się w odpowiednim czasie :D Zdradze tylko, że jeżeli chodzi o te same nazwiska... będzie wesoło. ;)
UsuńTo ja już knuję domysły, że to jakaś jego siostra, którą zostawili w domu dziecka;d
UsuńMoge tylko powiedzieć, że w tym wypadku będzie chodziło o innego siatkarza, nie Zibiego xd I tak nie dokońca... :)
UsuńFajek, nie fajków. Ogółem bardzo fajny :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za błędy.. ale to był mój początek kariery blogerskiej :D
UsuńDzięki :)