- A muszę
ci powiedzieć, że twoja mama ma większe cycki niż ty. – zaśmiał się i spojrzał
na mnie z drwiącym uśmiechem.
- Zamknij
się skurwielu! Mnie możesz obrażać, ale od mojej matki się odpierdol. Nie żyje,
mój ojciec też. Ale wychowała mnie i nie jestem takim rozkapryszonym i
pojebanym człowiekiem jak ty. – wrzasnęłam. Czułam że pieką mnie oczy. Chyba ta
złość spowodowała, że po moich policzkach pociekły łzy.
Na moje
słowa oniemiał. Spojrzałam na niego z wyrzutem i wbiegłam do środka. Musiałam
się uspokoić. Nie lubię gdy ktoś widzi, że nie radzę sobie z czymś. Wiem, że to
normalne, że każdy kiedyś pęka. Ale to nie w moim stylu. Wyszłam z zza zakrętu.
Nagle w coś, a raczej w kogoś przywaliłam .
- Uważaj. –
zaśmiał się Mariusz. – Ej. Co jest mała? – zapytał, kiedy zobaczył, że jestem
cała zapłakana.
- Po co ci
to do wiadomości? Hah, będzie dobrze, nie martw się.. Sorry, ale słyszałam to
już tysiące razy.. I co? Jeszcze gorzej wszystko się spierdoliło. –
powiedziałam z wyrzutem, tak jakby przez niego to wszystko.
- Żyjemy w
Polsce. Każdy chce chyba komuś pomóc. To taki naród. – wzruszył ramionami. – A
jak mi powiesz, to zrobi ci się lepiej, zobaczysz. – lekko się uśmiechnął.
- Przytulisz
mnie? – spojrzałam na niego.
Ujrzałam
jego potwierdzający uśmiech. Po chwili byłam już w jego ramionach. Tego
potrzebowałam. Postaliśmy tak kilkadziesiąt sekund. Przyszedł czas na trening.
Przebrałam się w strój treningowy i wyszłam na halę. Strasznie bolała mnie
głowa, było mi strasznie zimno. Pewnie się przeziębiłam…
Zaczął się
trening. Ne chciałam mieć nic wspólnego z tym chamem Tomkiem… Ćwiczyliśmy
podania, a następnie krótki mecz.
Nie czułam
się najlepiej. Kręciło mi się w głowie. W tym meczu tak naprawdę mnie nie było.
Byłam nieobecna. Czułam, że jestem cała rozpalona.
Piłka do
mnie. Biegnę w stronę bramki. Tomek próbuje mnie zatrzymać. Udaje mu się to.
Jestem w takim stanie, że wcale mnie to nie dziwi. Fauluje mnie. Upadam. Nie
mam siły wstać. Widzę jak wyciąga do mnie rękę, aby pomóc mi wstać. On i
skrucha? Takie rzeczy nie mogą razem się łączyć…
Wyciągnęłam
rękę, żeby pomógł mi wstać. Po chwili schował dłoń.
- Naprawdę
idiotko myślałaś, że ci pomogę? Dla mnie jesteś śmieciem, nie istniejesz. –
usłyszałam jakby przez echo jego kpiący śmiech.
Nie
odpowiedziałam. Nie miałam siły. Wstałam i grałam dalej. Dziewczyny pytają co
jest… Ja krótko odpowiadam, żeby grały. Spoglądają na mnie co i raz.
Mecz się
skończył.. Nadal źle się czułam. Miałam dziś iść do Pita… Chyba to sobie
odpuszczę…
BOŻE,
DLACZEGO JA ZAWSZE MUSZĘ IDĄC, W KOGOŚ PRZYPIERDOLIĆ?!
Tym razem
Bartman. Tak, Bartman to ostatnia osoba, którą chciałabym teraz widzieć.
- O proszę,
któż to. – zaśmiał się Zibi.
Nawet nic
nie powiedziałam. Darowałam to sobie. Skierowałam się w kierunku wyjścia. Nagle
zakręciło mi się w głowie. Upadłabym ale w ostatniej chwili złapał mnie
Bartman.
- Wszystko
dobrze? – spojrzał na mnie ze zmartwieniem w oczach.
- Tak,
dzięki…
- Masz
gorączkę. – dotknął mojego czoła. – Jesteś cała rozpalona. – powiedział kręcąc
głową.
- I co z
tego… Daj mi spokój. – chciałam go
minąć.
Zatrzymał
mnie. Stwierdził, że mnie odwiezie. Nie chciałam się zgodzić, ale prawie siłą
zaprowadził mnie do swojego samochodu. Zapięłam pasy i Zbyszek odpalił swoje
autko.
- Jak się
czujesz? – zapytał.
Zero mojej
reakcji.
- Masz w
domu jakieś leki na przeziębienie?
Nadal
cisza.
- Tak wiem,
jestem idiotą, nie lubisz mnie, wydaje ci się, że jestem chamem i prostakiem..
– zaczął wymieniać, ale ja mu przerwałam.
- Dokładnie
to myślę. – powiedziałam i zaraz po tym kichnęłam. – Prawda. – roześmiałam się.
On z resztą też.
Dotarliśmy
do domu Ignaczaków. Wysiadłam z samochodu. Rzuciłam krótkie „dzięki” i
skierowałam się do drzwi.
Usłyszałam,
że wysiada z samochodu.
- A ty
gdzie? Nie zapraszałam cię. – uniósł brew.
- Sam się
zaprosiłem. – zaśmiał się. – Muszę cię dopilnować, żebyś się wyleczyła.
Głośno
westchnęłam i weszłam do środka. Od razu poszłam do swojego pokoju. Położyłam
się na łóżku. Znów ten cholerny ból głowy… Ech.
Po chwili
wszedł Zibi.
- Proszę. –
podał mi gorącą herbatę i jakieś tabletki.
- Po co to
robisz? – zapytałam, kiedy wzięłam leki.
Nie
odpowiedział. Wziął koc i przykrył mnie nim.
Usiadł obok
mnie. Cały czas mi się przypatrywał.
- Może
jeszcze bajeczkę na dobranoc mi przeczytaj. – powiedziałam podirytowana.
Odpowiedział
mi jego śmiech.
- Dlaczego
nie możemy się pogodzić? – przesiadł się i usiadł obok mnie.
- Po co?
Nigdy mnie nie lubiłeś.
- Ja? To ty
zawsze miałaś obsesję na moim punkcie. – powiedział z kpiną.
- No
widzisz, to jest ta różnica. Uważasz że jesteś idealny i wszystko inne masz w
dupie. – westchnęłam.
- Nie
uważam tak. – powiedział z wyrzutem.
Cisza. Tak
naprawdę, to co on ci zrobił? Może czas na rozejm?
- Pójdę
już. – wstał. – Gdybyś czegoś chciała, to dzwoń. Pa – powiedział i wyszedł
speszony.
- Pa. –
odpowiedziałam, gdy był już za drzwiami.
Czułam się
źle. Nie tylko przez chorobę, ale też emocjonalnie. Zawsze wszystko musze
spieprzyć…
Poszłam
wziąć gorący prysznic. Sto myśli na minutę. Bartman, niby nic dla ciebie nie
znaczy, ale kiedyś był dla ciebie ważny.
„Chociaż
ranisz nie raz, krople płyną z mych powiek.
Jedno wiem, Kocham się w Tobie.
Mimo wszystkich Twych wad, ja nie pozwolę Ci
odejść,
chcę byś wiedział, że KOCHAM SIĘ W TOBIE.’’
Po długim
prysznicu poszłam zjeść kolację. Następnie przebrałam się w pidżamę i poszłam
spać.
Przebudziłam
się w nocy. Byłam cała spocona. Znów ten kaszel co przed snem. Po schodach
ledwo co zeszłam do kuchni. Zaczęłam szukać czegoś od gorączki. Znalazłam
jakieś proszki. Wzięłam dwa. Zrobiłam sobie gorącą herbatę. Wypiłam ją.
Poczułam się lepiej. Mam nadzieję, że do juta mi przejdzie…
Wróciłam do łóżka i zasnęłam.
Obudził
mnie dźwięk budzika. Ubrałam się : http://allani.pl/zestaw/911239-911239-kolekcja-zima-2014 i zeszłam na śniadanie. Jak zwykle razem z
Ignaczakami zjadłam posiłek i pozmywałam. Razem z Igłą pojechaliśmy w kierunku
kawiarni. W pracy nie obyło się bez proszka przeciwgorączkowego. Tak, wiem.
Powinnam leżeć w łóżku, ale ja tak chyba bym nie mogła.
Oniemiałam,
gdy zauważyłam, kto wszedł do kawiarni. To Tomek. Tak, ten od ręcznej. No cóż
on to też klient… trzeba go obsłużyć.
Zajął
stolik. Podeszłam do niego. Podałam mu kartę.
- Cześć
cycuszku. – powiedział z podłym uśmiechem.
- Co podać?
– próbowałam go ignorować.
- Twoje
cycki. – powiedział cały czas na nie patrząc.
- Przyjdę
jak się namyślisz. – uniosłam brew i wróciłam wkurwiona za ladę.
Wiedziałam,
że będzie ciężko. Nie mogę dać się ponieść emocjom… Ręką przywołał mnie do
siebie. W tym samym czasie weszła Kinga.
- Poproszę sok
pomarańczowy. – zamówiła, a ja przytaknęłam, nie wdając się w żadne dyskusje.
Poszłam
nalać soku. Przyniosłam mu go, a następnie podeszłam do innego stolika.
Po chwili
dało się słyszeć głos Tomka:
-
Przepraszam, pani jest właścicielką? – zapytał Kingi.
- Tak, o co
chodzi?
- Proszę
zobaczyć, co ta dziewczyna mi podała. – powiedział oburzony. Kinga i ja
zerknęłyśmy na sok.
Tam pływała
mucha… O tej porze roku? Kurwa… Na pewno ten idiota to wymyślił, żeby mnie stąd wykurzyć!
I jak wam się podoba? Ile chcecie rozdziałów w tym blogu? Myślę już, że niedługo epilog :) Chociaż szczerze mówiąc, nie mam pomysłu na nowego bloga xd
Szkoda że Skra wczoraj przegrała :) Ale cóż przynam, że Sovia była wczoraj bardzo dobra ;3
Kapitanowie obu drużyn :)
Pozdrawiam ;* Ps. Pada u was śnieg? xd u mnie tak ;/
Komentujesz = motywujesz <3
Co ten cholerny Tomek jeszcze wymyśli?
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, czy Oliwia pogodzi się z Bartmanem oraz czy wróci do Pita:)
Zyczę weny i uśmiechu na co dzień
pozdrawiam
Bardzo dziękuję :) Mogę tylko powiedzieć, że sprawy się znacznie skomplikują xD
UsuńJeju, ten Tomek to straszny cham. Mam nadzieję, że Oliwia pogodzi się z Zibim, ale Pit mi popadł. Jak go lubie, tak tym razem chyba bym go udusiła :D cały czas się zastanawiam czy Oliwia i Zibi to jakąś rodzina. Pozdrawiam i zapraszam do mnie :*
OdpowiedzUsuńNie, po prostu zbieżność nazwisk :D
UsuńPozdrawiam również ;*