piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 51


- Kto walczy? – spytałam siadając obok niego.
- Szpilka z Mollo. – powiedział nie odrywając oczu od telewizora.
- Jak myślisz kto wygra? – spytałam trochę się nudząc.
Lubię sport, sztuki walki, ale wolę sporty zespołowe…
- Nie można tak po prostu stwierdzić, kto wygra. W niektórych walkach, nie ma : lepszy, gorszy. Tu liczy się precyzja, umiejętność wykorzystania słabości przeciwnika. Możesz na ringu przebywać 15 lat. Inny walczy dopiero 3 lata, a osiąga większe sukcesy niż ten  pierwszy…
- Tylko spytałam.. – uniosłam brew.
- To sport dla umiejętnych umysłowo. Z resztą i tak tego nie pojmiesz. – wzruszył ramionami.
- Bo jestem dziewczyną? Tępą blondynką, która nie widzi nic oprócz jednorożca? – zaśmiałam się.
- No wiesz… to taki sport bardziej dla mężczyzn. – chrząknął.
- Czyli powinnam teraz oglądać jakiś serial lub telenowelę, jak typowa dziewczyna?
- Nie, możesz oglądać, ale bądź na chwilę cicho. – powiedział błagalnym głosem.
Westchnęłam. Położyłam głowę na poduszce, która była za mną.
PERSPEKTYWA PRZEMKA:
- Ha! Mówiłem, że wygra Szpilka! – powiedziałem uradowany i zerknąłem w stronę Oliwii.
Kurcze.. chyba śpi. Wiedziałem, że baba nie nadaje się do oglądania takich sportów. Postanowiłem ją nie budzić. Wziąłem ją na ręce i przeniosłem do jej pokoju. Przykryłem kocem i wyszedłem.
PERSPEKTYWA OLIWII:
Obudził mnie  budzik. Ej, nie pamiętam, żebym szła do pokoju… Dziwne..
Postanowiłam wziąć prysznic. Dziś pierwszy trening. Mam tremę. Nie często ją mam, ale zdarza się. Po kąpieli, ubrałam się : http://allani.pl/zestaw/913615-913615-kolekcja-zima-2014 i wzięłam swoją torbę, strój, którą dostałam wczoraj od klubu. Zeszłam na dół. Byłam zdziwiona bo na stole czekało na mnie śniadanie. Słyszałam tylko głos Przemka. Chyba rozmawiał przez telefon. Usiadłam do stołu i nalałam sobie kawy. Przyszedł Majka.
- No takie śniadanka to ja mogę codziennie. – powiedziałam zajadając się jajecznicą. – Odwdzięczę ci się jak tylko coś wymyślę. – zaśmiałam się.
- Heh, to ja coś wymyślę. – powiedział, a raczej wymamrotał.
- No dobra, to jak coś wymyślisz to daj znać. – uśmiechnęłam się.
- Ooo ! mam. – powiedział…
Coś za krótko nad tym myślał…
- Dawaj. – kiwnęłam głową.
- Będziesz udawała moją dziewczynę, przed moimi rodzicami.
Po tych słowach wybuchłam śmiechem. Ten żart mu się udał..
- Nie. – powiedziałam krótko, gdy skończyłam się śmiać.
- Ale dlaczego nie?
- Nie rozumiem… Nie możesz powiedzieć swoim rodzicom, że nie masz dziewczyny? – uniosłam brew.
- Dawno się z nimi nie widziałem.. Gdy pytali się o moją dziewczynę, nakłamałem im, że mam… Nie wiedziałem, że będą chcieli mnie odwiedzić.
Głośno westchnęłam.
- Nie ma takiej opcji. Mnie w to nie mieszaj. – upiłam łyk kawy i wstałam.
 - Proszę.. – złapał mnie za rękę. – Zrobię dla ciebie wszystko, tylko się zgódź…
- A kiedy oni przyjeżdżają?
- No dziś o 17.00… - podrapał się po głowie.
- Zgadzam się Majka, ale ostatni raz mi coś takiego robisz! – pokazałam na niego placem.
Kurwa.. Prawie się na mnie rzucił w podzięce.. Postanowił w ramach podziękowań odwieść mnie na trening. Nie pytajcie, skąd miał auto, bo nie wiem….
O 8.50 byłam już w szatni. Dziewczyny też już były. Wymieniłam z nimi kilka dialogów. Razem z Kingą i Karoliną weszłyśmy na halę. Najpierw rozgrzewka. 30 minut biegania, rozciąganie itd. Potem ćwiczenia w parach. Podeszła do mnie Kinga. Z nią zaczęłam podania piłki. Ćwiczenie polegało na tym, żeby zmylić przeciwnika podaniami, a następnie niespodziewanie rzucić. To nie liga amatorska. Tu albo grasz dobrze, albo nie istniejesz. Czułam jak wszyscy mnie obserwowali.
Potem rzuty karne. Z tym nigdy nie miałam problemu. Zawsze podchodziłam pewnie do tego zadania.
- Oliwia, teraz ty! – powiedziała pani Bożena.
Podeszłam do białej linii. Kinga podała mi piłkę. Skierowałam głowę w tył i po gwizdku z rotacją rzuciłam nad głową bramkarki.
Byłam z siebie zadowolona. Trening minął szybko. I tak cztery razy w tygodniu. Nieraz są jeszcze dodatkowe zajęcia, ale tylko dla tych, których wybierze trenerka. Najbliższy mecz po jutrze u nas.
Jutro omówienie taktyki i krótki trening. Poszłam do szatni się przebrać… Ech.. jeszcze ci rodzice Przemka..
Po 30 minutach byłam w domu. Przemka nie było. Kurwa, nawet nie wiem, o której oni będą.. Postanowiłam, że posprzątam. Gdy ogarnęłam dom, poszłam na zakupy. Na szczęście niedaleko naszego domu był jakiś market. Wzięłam najpotrzebniejsze produkty i takie z których da się coś „wyczarować” i podeszłam do kasy. Zapłaciłam i skierowałam się do domu. Przemka nadal nie było… Zaczynałam się denerwować. Postanowiłam, że upiekę kurczaka i zrobię jakąś sałatkę i ugotuje ryż… Tylko to potrafiłam. Wybitnym kucharzem nie jestem.
Najpierw zabrałam się za kurczaka. Przyprawiłam i do pieca. Potem sałatka. Z nią nie było większych problemów. Ugotowałam ryż. Najwyżej odgrzeje się w mikrofali.. Bo Majka pewnie o niczym nie pomyślał…
Poszłam się przebrać :  http://allani.pl/zestaw/914199-914199-kolekcja-zima-2014 a następnie poszłam poprawić makijaż i uczesać włosy. Nagle poczułam zapach spalenizny…
KURWA, KURCZAK!
Szybko zbiegłam na dół. Chwyciłam ścierkę i wyjęłam kurczaka. Nic nie widziałam bo przysłoniła mi oczy kupa dymu. Otworzyłam okno. W tym niespodziewanym momencie wszedł Przemek…
I jego rodzice… Poker face…
- Co tu tak… - zaczął Majka.
- Yyy.. już opanowałam sytuację. – sztucznie się uśmiechnęłam. – Proszę wejść. – zaprosiłam państwa Majkę do środka. – Oliwia jestem. – podałam im rękę.
- Kasia, mama Przemka. – odwzajemniła gest, a zaraz potem przedstawił mi się tata Przemka – Jan.
- To ty jesteś dziewczyną naszego Przemka? – uśmiechnęła się starsza kobieta.
- Tak mamo. Opowiadałem ci przecież o Oliwii. – powiedział znudzony Przemek.
Ta sytuacja nie była dla mnie komfortowa. Ale jego rodzice byli naprawdę mili. Gdy zjedliśmy sałatkę, ryż i jakimś cudem znalazłam w lodówce kotlety, przeszliśmy do salonu.
 - Cieszymy się, że nasz Przemek ma przy sobie jakąś kobietę. Przynajmniej będziesz trzymała rękę na pulsie. – zaśmiał się pan Jan.
Przemek przyniósł herbatę i jakieś ciastka, a następnie usiadł obok mnie. Objął mnie ramieniem.
Wczuwa się… I to aż nadto..
- Tak słodko razem wyglądacie. – powiedziała pani Kasia..
Rzygnę tęczą…
W tym momencie Majka pocałował mnie w policzek. Spojrzałam na niego dość znacząco.
Jego rodzice powiedzieli jeszcze z godzinkę. Potem musieli już iść. Pożegnałam się z nimi i zaczęłam sprzątać naczynia ze stołu. Gdy Przemek odprowadził swoich rodziców wszedł do kuchni.
- No widzisz? I po sprawie. – zaśmiał się.
 - Mogłeś darować sobie te pocałunki i tulenie. – wywróciłam oczami.
- Tak wiem, przepraszam.. Ale przynajmniej wyglądało to bardziej przekonująco. – poruszył charakterystycznie brwiami. – Jak tam kurczaczek? – zaczął się naśmiewać.
- Wyfrunął przez okno. – roześmiałam się.
- Bezpieczniej będzie jak postawimy na suchy prowiant. – zaczął się śmiać. Próbowałam być poważna, ale mi to nie wyszło. Zaczęłam śmiać się razem z nim.
- Spadaj. – walnęłam go w ramię.
Ten przerzucił mnie przez ramię i zaczął iść.
Kurwa…
****************************************************************

Jest kolejny :) Zmotywowaliście mnie komentarzami pod poprzednim rozdziałem :D
Dziś wstawiam wam...Lotmana :)
Trzymajcie się ciepło  :) Jeśli to czytacie, to skomentujcie ten post :) Pozdrawiam ;*
Komentujesz = motywujesz ;3

wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział 50


W tej ciszy, która teraz panuje, boję się odezwać. Znów coś palnę. Wiem, że to wkurzające, bo sama nie lubię rozmawiać o przeszłości. Po co cofać się w tył? Było, minęło.
Nigdy nie możesz popełnić tego samego błędu dwa razy, ponieważ za drugim razem to nie będzie błąd, a Twój wybór.
Nagle poczułam wibrację w kieszeni u spodni. To mój telefon. Sms o Piotrka.
„Ufam Ci. Jeśli to tylko kolega, to się zgadzam :) Kocham Cię i już tęsknię.’’
Zaufanie jest jak kartka papieru, raz zgniecione już nigdy nie będzie takie idealne.
Po przeczytaniu tego sms`a na moje twarzy pojawił się uśmiech.
Przemek dziwnie się na mnie spojrzał, jak na jakąś idiotkę.
- To Piotrek. Zgodził się.. Ale jeśli ty się rozmyśliłeś, to zrozumiem. – lekko się uśmiechnęłam.
- Dlaczego? Oczywiście, że nie. Możesz zostać, ile tylko chcesz. – uśmiechnął się, chyba pierwszy raz od 30 minut…
Pokiwałam głową. Podróż minęła szybko. Po dwóch godzinach, już oddychaliśmy powietrzem Lubina. Chociaż muszę przyznać, że na pierwszy rzut oka, Rzeszów ładniejszy.
Pożyjemy, zobaczymy.
Przemek zamówił taksówkę. Gdy dojechaliśmy na miejsce, ujrzałam tam piękny, duży dom.
Weszliśmy do środka. Przemek kazał mi wybrać sobie pokój. Postanowiłam zwiedzić dom. Hm.. jego rodzice mają bardzo dobry gust. Dom był bardzo nowoczesny, przestrzenny.
- Wybrałaś sobie coś? – spytał zaglądając do jednego z pokoi, w którym aktualnie się znajduję.
- Może ten?  - bardziej spytałam, niż stwierdziłam.
- Twój wybór. – wzruszył ramionami z uśmiechem.
Zdecydowałam się na ten pokój :

- Przemek, a ty w ogóle znasz Lubin?
- Tak, moi rodzice tu mieszkają. Wychowywałem się tu. Znaczy… Ostatni raz byłem tu 5 lat temu.. Bo to zawsze rodzice mnie odwiedzali. – stwierdził.
Postanowiłam nie marnować czasu i od razu udać się do tego klubu. Majka – bo tak miał na nazwisko, po stanowił iść ze mną. Sama to pewnie bym się zgubiła….
- Gdzie teraz jesteśmy? – wetchnęłam, kiedy po raz kolejny krążyliśmy obok tej samej fontanny.
- Tu jeszcze nie byliśmy. – podrapał się po głowie…
- Czwarty raz już mijamy tą fontannę. – warknęłam.
- Idźmy tam.. – pokazał ręką kierunek dalszej wyprawy.
- I potem skręcimy na lewo? – jęknęłam.
- Tak.
- I znów dojdziemy tu… - uniosłam brew.
- No to ja już nie wiem. – bezradnie rozłożył ręce.
Oliwia Bartman nigdy się nie poddaje… Zobaczyłam, jak jakiś mężczyzna stoi tyłem do nas. Postanowiłam zapytać się go o drogę. Kurcze.. jest naprawdę wysoki… Ale on jest chyb naszą ostatnią nadzieją.
- Przepraszam, nie wie pan może gdzie jest siedziba klubu piłki ręcznej Zagłębie Lubin? – spytałam, a raczej zarecytowałam.
Mężczyzna dopiero po kilkunastu sekundach zareagował.
- Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę.
W tym momencie przeżyłam szok. MATT ANDERSON? W jednym dniu spotkać osoby, z którymi nie miało się kontaktu? Przypadeg? Nie sondze.
- Co ty tu… - zaczęłam, ale szybko mi przerwał.
- Nie zadzwoniłaś. – popatrzył na mnie z pretensją.
- Zgubiłam telefon. – jęknęłam.
- Nie wierzę.. – pokręcił głową.
- Nie musisz.
Może za często przeklinam, bywam wredna, mam cięte riposty, ale tak naprawdę wrażliwość to najbardziej dostrzegalna przez bliskich mi ludzi, cecha mojego charakteru. Chociaż wydaje się, że jestem tak okropnie silna, nie potrafię radzić sobie z najprostszymi dla innych problemami. Dostrzegam zbyt wiele rzeczy, których nie powinnam. Nienawidzę rasizmu i egoizmu. Cenię mężczyzn, którzy potrafią kochać.
- Chciałaś zadzwonić? – spytał z nadzieją, że powiem „ Tak.”
- Przez pewien czas tak. Ale już za późno.. – przygryzłam wargę.
- Na nic nie jest za późno… Zobacz, spotykamy się tak naglę, po tylu miesiącach, bez żadnego kontaktu. Tęskniłem…
Ludzie spotykają się w różnym miejscu i czasie. Mijają, przechodzą. Czasem nic z tego nie wynika. Czasem wynika wszystko.
- Jest za późno.. – westchnęłam. – Mam już chłopaka. – bałam się na niego spojrzeć..
- Oliwia, choć, już wiem gdzie to jest. – podbiegł do nas Przemek.
- W czym on jest lepszy ode mnie? – spytał Anderson.
- Chodźmy już. – pokręciłam głową i pociągnęłam Majkę za rękę.
Nadal miałam jego słowa głosie. W czym ktoś jest od niego lepszy? Od siatkarza, do którego wzdycha milion fanek? Przystojny, miły…
Przemek pytał kto to był, ale skutecznie unikałam odpowiedzi na te pytanie.
W końcu dotarliśmy do klubu. Weszłam do środka. Chyba akurat dziewczyny miały trening. Zobaczyłam panią Bożenę – trenerkę.
- Ćwiczcie dziewczyny, ja zaraz wrócę. – krzyknęła i wszystkie oczy powędrowały na mnie. Przemek zdecydował, że poczeka na korytarzu.
- Dzień Dobry. – przywitałam się.
- Dzień dobry. Cieszę się, że przyjechałaś. Chcesz najpierw zobaczyć jak wygląda trening?
- Jeśli można. – uśmiechnęłam się.
Najpierw poszłam do Przemka, powiedzieć mu żeby jechał, że jakoś sobie poradzę. Zgodził się. Weszłam na halę i usiadłam na trybunach.
To poważny klub. Nie możesz się tu obijać. Musisz nawet na treningu dawać z siebie wszystko..
Wiesz dlaczego życie nie jest idealne? Bo ktoś kiedyś wymyślił, że trzeba się na czymś przejechać, żeby nie popełnić błędu. Że tylko problemy pomagają stawać się silniejszym. A ból? Ma cię przyzwyczaić, że w życiu nigdy nie będzie pięknie.
Po treningu podeszła do mnie pani Bożena. Najpierw musze podpisać umowę. Zaprowadziła mnie do prezesa klubu.
Był to miły pan po 50 – tce.
Po podpisaniu umowy wróciłam na halę, aby zapoznać się z dziewczynami. Wiedziałam, że nie będzie łatwo się zaaklimatyzować.
Dziewczyny były mile do mnie nastawione. Postanowiłam, że wrócę do domu. Byłam zmęczona. Bolała mnie głowa.
Jutro pierwszy trening. O 9.00. Wiem, że nie będzie łatwo. To początek.
Zamówiłam taksówkę. Po 20 minutach byłam w domu Majki.
- I jak? – spytał.
- Od jutra zaczynam.. A ty już rozmawiałeś z klubem?
- Tak. Będę boksował od poniedziałku. Zrobiłem zakupy. – zaśmiał się.
- Kompletnie zapomniałam o jedzeniu… - zaśmiałam się. – Hm.. To ja coś zrobię do jedzenia..
- Skoro nalegasz. – roześmiał się. – Idę wziąć prysznic.
Postawiłam na kanapki. Nic innego nie umiem. Zagotowałam wodę na herbatę. Kanapki prawie zrobione. Z łazienki wyszedł Majka owinięty wokół bioder samym ręcznikiem.
- Ubrałbyś się. – chrząknęłam.
- Przeszkadza ci to? – zmarszczył brwi.
- W ogóle. – zironizowałam.
- No dobrze, już się nie denerwuj. – zaśmiał się.
Wszedł z powrotem do łazienki. Ubrał się i wyszedł. Przeniosłam jedzenie na stół. Po zjedzonej kolacji, Przemek postanowił obejrzeć galę boksu. Przyłączyłam się do niego.
 *****************************************************
Wielki powrót Matta! :D Wiem, że go nie lubicie ;/ I jak wam się podoba rozdział? :) To już 50 rozdział ^^ Ile jeszcze chcecie? Tylko w granicach rozsądku... ;3
Dziś wstawiam wam...
ZB9 & KURAŚ :D

Komentujesz = motywujesz :)
Kolejny rozdział.. Nieprędko... Brak czasu :/ Ale postaram się jak najszybciej :*


niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 49


Zamurowało mnie. Nie za bardzo kojarzyłam co się teraz dzieje…
- Wróć do mnie. Wiem, że jestem okropną świnią…
Miałam ochotę mu wygarnąć. Ale tak przy wszystkich? Zdecydowałam, że się powstrzymam.
Spojrzałam w jego stronę. Pokręciłam głową. Kurwa, zranił mnie. Zauważyłam nadjeżdżający autobus. Chyba miał nadzieję, że nie wsiądę. Też miałam taką nadzieję…
PERSPEKTYWA PITA:
To jedyne co mogłem zrobić. Straciłem ją. Wsiadła do autobusu. Moje życie straciło sens. Nie mam na nic ochoty. Najchętniej pojechałbym za nią…
Usiadłem na ławce. Obserwowałem odjeżdżający autobus… Musiałem wszystko przemyśleć,  wziąć się w garść. Kilka minut już tu siedzę… I nie wiem po co. Przecież pojechała. A co jeśli nigdy już jej nie zobaczę? Na samą myśl o tym zakryłem rękami twarz.
Nagle poczułem czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
- Nie mam żadnych drobnych, fajek też nie mam. – powiedziałem zirytowany.
- Piotrek... – usłyszałem głos Oliwi, i dopiero teraz się odwróciłem do „tajemniczej’’ osoby.
Ale jak? Przecież wsiadła…
- Oliwia.. – zacząłem, ale od razu kazała mi się zamknąć.
- Lepiej żebyśmy sobie wszystko wytłumaczyli. – usiadła obok mnie. – Kocham cię. Ale Lubin to moja szansa…
- Rozumiem. Ale wrócimy do siebie?  - zapytałem z nadzieją, że powie tak.
- A chcesz tego?
Moją odpowiedzią był pocałunek. Po nim, mocno ją przytuliłem.
I będzie jak dawniej. Przestańmy się spieszyć. Zacznijmy od nowa, od tych małych rzeczy.
- Kiedy jedziesz? – spytałem uwalniając ją ze swojego uścisku.
- Dziś.
- Jak to? – jęknąłem.
- Za 30 minut kolejny autobus. Tym razem nie wysiądę. Tylko muszę coś wiedzieć. – powiedziała ze łzami w oczach.
Spojrzałem na nią pytająco. Przecież wiadomo, że zrobię dla niej wszystko…
- Muszę wiedzieć, czy będę miała do kogo wracać. – uśmiechnęła się.
Zaśmiałem się. Przecież wiadomo. Przeczekałem 30 minut. Tak ciężko jest się rozstawać… Nadjechał autobus.
- Kocham cię Piotruś. – pocałowała mnie. W jej ustach brzmiało to tak słodko.
Przytuliłem ją.
Wtuliła się we mnie, a ja trzymałem ją tak przez długi czas, zapisując w pamięci dotyk jej ciała.
Widziałem jak wsiada do autobusu. Pomachała mi. Byłem na siebie zły.. Że pozwoliłem jej odejść.
PERSPEKTYWA OLIWII:
Związek na odległość? Zobaczymy czy to wypali. Chciałabym zostać, ale może czas zrobić krok w przyszłość? Oderwać się od tej szarej przeszłości…
Patrzę w okno. Widzę mijające nas samochody. Zastanawiam się co dalej. Przecież nie mam żadnego planu. Jadę, gram. To tyle? Najwyraźniej.
Już prawie zasypiałam, gdy usłyszałam jakiś męski głos.
- Mogę?
- Taaa. – powiedziałam nawet na niego nie patrząc.
- No proszę, znów się spotykamy. – ten facet się roześmiał, co zmusiło mnie, że spojrzałam w jego stronę.
Przemek..?
- To ty? – roześmiałam się. - Co ty tu robisz? – uniosłam brew.
Pamiętacie tego chłopaka od boksu? To właśnie Przemek. Oberwałam od niego w nos. Tak naprawdę, to zapomniałam o nim.
- Jadę do Lubina. – stwierdził, a ty?
Ta odpowiedź wywołała u mnie wybuch śmiechu.
- Co cię tak śmieszy? – odwzajemnił mój gest.
- Też tam jadę. – pokiwałam głową.
- A  w jakim to celu?
- Zapisałam się do klubu pierwszoligowego. Dzwonili do mnie. Stwierdziłam, że czas na coś nowego. Coś zmienić w swoim życiu. – uniosłam brew. – A ty?
- Będę tam trenował boks. Masz tam jakiś dom, czy rodzinę? – spytał, co wprawiło mnie w zakłopotanie.
Zapanowała cisza. Dobre pytanie. Nie mam nic..
- Jeszcze nie wiem gdzie zamieszkam. Jak na razie to pewnie w hotelu. – wzruszyłam ramionami.
Nic nie powiedział. Chyba długo nad czymś myślał.
- Dostałem od rodziców dom. Właśnie w Lubinie. Jeśli chcesz to mogę cię przygarnąć, dopóki sobie czegoś nie znajdziesz. – uśmiechnął się.
Z obcym mężczyzną pod jednym dachem? Ciekawe jak zareagowałby na to Pit…
- Przemek… Ja mam chłopaka. – powiedziałam nie pewnie.
- Przecież się znamy. Krótko, ale się znamy. Sorry, ale nie jesteś w moim typie. Z resztą dobrze, że sobie kogoś znalazłaś. To tylko przyjacielska propozycja. – roześmiał się.
- Muszę pogadać z Piotrkiem… - zaczęłam.
- Jasne. – przytaknął.
Chcę być z nim szczera. Miłość na odległość nie usprawiedliwia kłamstw, niejasności. A ja muszę być z nim szczera. Chcę.
Napisałam do Piotrka. W sms`ie opowiedziałam o moim koledze. Że to tylko kilka dni.
Odpowiedź nie przyszła. Denerwowałam się, bo za chwilę przesiadka i jesteśmy w Lubinie.
Dużo z Przemkiem rozmawialiśmy. Opowiedział mi, że po moim wyjeździe związał się z jakąś dziewczyną.
- Dlaczego się rozstaliście? – spytałam, choć nieraz mogłabym się zamknąć.
Nic nie powiedział. Miał w oczach łzy.
- Przepraszam. – szepnęłam.
- Nie szkodzi. – lekko się uśmiechnął.
Zapanowała cisza. Nie dopytywałam, bo wiem, że to najgorsze. Przeszłość jest za nami, trzeba żyć tym co jest. Z resztą, jak będzie chciał, to mi powie.
- Zmarła. Dwa miesiące temu. Dlatego wyjechałem. Nie mogłem tam zostać. Dusiłem się samym powietrzem. Była dla mnie wszystkim.
„Byłaś dla mnie wszystkim,
 co się w życiu liczy,
 teraz gdy po wszystkim,
 wszystko jest już niczym.”
- Przykro mi. – spojrzałam na niego.
- Przykro ci? Gówno wiesz co czuję. – powiedział wkurzony. – Przepraszam. – dodał po chwili.
- No tak co ja mogę wiedzieć o śmierci. Moi rodzice nie żyją, miesiąc temu zmarła moja przyjaciółka. – warknęłam pod nosem.
Nic nie powiedział.
- To nie twoja wina. – zaczęłam.
- Moja. Mogłem po nią wtedy przyjechać.. To przez ten jebany samochód. Nie zapalił… - spojrzał w okno.
- Nie musisz mi tego mówić, jeśli to dla ciebie ciężkie…
- Padał śnieg. Było ślisko. Przechodziła przez pasy.. Jakiś samochód nie wyhamował…Ale wiesz co było w tym wszystkim najgorsze?
Spojrzałam na niego pytająco.
- Ona się wybudziła, a po kilku godzinach zmarła. Pamiętała cały wypadek. Opowiedziała mi o wszystkim, obiecała, że już będziemy razem. Na zawsze. – załamał mu się głos.
Przytuliłam go. Co więcej mogłam?
*********************************************************************
Rozdział krótki, wiem ;/
Wczoraj byłam na choince szkolnej. Rozdział pisany na szybko. :)
Dziś wstawiam wam...
Igłę ;3
Jakoś nie mogę się odnaleść. Brak mi czasu. Mam nadzieję, że szybko dodam wam kolejny rozdział.. :(
Komentujcie, pomagacie mi w ten sposób :)
Pozdrawiam ;* 

czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 48


Wieczorami Rzeszów jest jeszcze piękniejszy. Właśnie stoję przy ławce, przy której razem z Pitem piliśmy herbatę, zajadaliśmy się ciasteczkami. Pomimo tego, że byłam kaleką, to byłam tak cholernie szczęśliwa.
Usiadłam na tej ławce.
Pustka, to najgorsze co może pozostać po drugiej osobie. Czy życie polega na tym że pomimo posiadania osób których się kocha, wciąż czujemy się samotni ?
Robiło się coraz chłodniej. Postanowiłam wrócić do domu. Iwona czekała już na mnie z gorącą herbatą. Wzięłam gorący kubek i udałam się do swojego pokoju. Czas się spakować. Kompletnie nie wiedziałam co spakować. Przecież nie wezmę tam wszystkiego.
Po godzinie pakowania padłam zmęczona na łóżko. Wzięłam swój telefon do ręki. Skasowałam jego numer.
Nie ma nic głupszego i upadlającego niż walka o czyjąś miłość.
Postanowiłam napisać do Wojtka o moim wyjeździe. Chciałabym teraz z nim pogadać, pośmiać się, przytulić do niego. W jego świecie wszystko wydaje się prostsze.
„Tęsknię za tobą…” – nie chciałam tak od razu mówić o swoim wyjeździe.
Minęło kilka minut. Zero odpowiedzi. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. To pewnie Igła, albo Iwona.
 - Proszę. – krzyknęłam nawet nie odwracając się w stronę drzwi.
Pukanie nie ustępowało. Westchnęłam i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je. Od razu na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Zobaczyłam wielkiego pluszaka : http://www.pluszaki.com/Brazowy_Mis___70cm,c96,p5144.html którego trzymał.. Wojtek!
Radość ze zwykłej chwili, to takie proste i czasem tak nieosiągalne…
- Ale.. jak, kiedy… Przecież minęło kilka minut od mojego sms`a..- od razu rzuciłam mu się na szyję. Czułam jak przechodzą mnie dreszcze. Był bardzo zimny, Nic dziwnego. Na dworze jest bardzo chłodno.
- Najważniejsze, że jestem. Prawda? – pocałował mnie w czoło. – To dla ciebie. – podarował mi misia.
- Głupek. – pocałowałam go w policzek.
- Mmm, muszę częściej robić ci niespodzianki. – powiedział z wielkim uśmiechem na twarzy. Trochę się speszyłam…
Wpuściłam gościa do środka. Poszłam nam zrobić herbaty. Gdy wróciłam, stwierdziłam, że Wojtek zobaczył już walizkę…
- Wojtuś, kochanie, a co ty robisz? – roześmiałam się, kiedy zobaczyłam, jak siatkarz usiłuje wepchnąć tego wielkiego miśka do mojej małej walizki.
- No przecież musisz go zabrać. On przyniesie ci szczęście. Bo to prezent od Wojtusia. – powiedział z kamienną twarzą.
Pokręciłam głową.
- Nie jesteś na mnie zły, że wyjeżdżam?  - zapytałam siadając na łóżku.
- Byłbym zły, gdybyś została i nie była tu szczęśliwa. – lekko się uśmiechnął.
 Trzeba umieć walczyć o swoje marzenia, ale trzeba też wiedzieć, które drogi są nie do przebycia i zachować siły na przejście innymi ścieżkami
- Wojtuś obiecaj , że zaprosisz mnie w przyszłości na swój ślub. Bo mam nadzieję, że o  mnie nie zapomnisz. – spojrzałam na niego.
- Obiecaj , że przyjmiesz zaręczyny. – roześmiał się.
Odwzajemniłam gest. Czasem nie rozumiałam Wojtka. Niby wie, że TYLKO się przyjaźnimy, a nieraz wyskakuje z tekstami, które wprawiają mnie w zakłopotanie. Tak jak teraz.
Widzisz w tej sytuacji coś optymistycznego? Bo ja nie.
Ostatecznie Wojtek dał sobie spokój z tym misiem. Stwierdził, że on będzie na mnie czekał tu w Rzeszowie, lub jak chcę to w Bełku. Wtedy będę miała powód wrócić…
Wypiliśmy herbatę. Tak niesamowicie dobrze mi się z nim rozmawiało. Nigdy nie udawałam kogoś, kim nie jestem, ale przy Wojtku wszystko było łatwiejsze. Na wszystkie pytania mogłam dostać odpowiedź od niego.
Boję się wszystkiego. Tego co widziałam, tego kim jestem, tego co zrobiłam, ale najbardziej boję się, że wyjdę z tego pokoju i już nigdzie nie poczuję się tak dobrze, jak przy Tobie.
- Tylko mi wstydu tam nie przynieś w tym Lubinie.. – skrzyżował ręce.
- Wstydu to byś mi narobił, gdybyś ty tam pojechał w odwiedziny do mnie. – zaśmiałam się.
- Aż taki brzydki jestem? No ej. – jęknął. – To te wszystkie fanki, to udają, że mnie lubią? – otarł teatralnie łzę.
- Takie życie Wojciechu.  –roześmiałam się.
Zaczął dzwonić mój telefon. To on.. Przecież powiedziałam mu, żeby nie dzwonił… Nie odebrałam. Po dziesiątym sygnale, wyłączyłam telefon.
Wojtek przysunął się do mnie i mnie przytulił.
Dziś potrzebne są tylko ciepłe i szerokie ramiona, które zdołałyby przytulić na tyle mocno, by zgnieść wszystkie problemy, niemoralne nadzieje i marzenia.
- Nie myśl o nim. Widocznie nie jest ciebie wart. Jutro zaczniesz nowe życie. Pewnie znajdziesz sobie jakiegoś Romea. – roześmiał się.
Osiągnięcie szczęścia to kwestia motywacji.
- Tak, tak… - zaśmiałam się.
- Ale pamiętaj! – oderwał się ode mnie. – W Bełchatowie będzie na ciebie czekał już jeden Romeo.. – zaśmiał się.
- Karol? – zaczęłam się z nim droczyć.
- No pewnie, że ja. – pocałował mnie w policzek.
- Chyba za często mnie całujesz. Uważaj, bo się przyzwyczaję. – roześmiałam się.
Nic nie powiedział, tylko mocno mnie przytulił. Ten uścisk, jak się okazało był pożegnalnym.
- Nawet nie wiesz jak bardzo… mi na tobie zależy.. To znaczy, na twoim szczęściu. – chyba trochę się pogubił.
- Wiem. Bądź szczęśliwy. – spojrzałam na niego.
- Będę cię odwiedzał.. Ty mnie też, prawda? – zapytał nieśmiało.
Przytaknęłam. Co więcej mogłam zrobić?
- Idź już. – westchnęłam. Otworzyłam mu drzwi. Myślałam, ze tak będzie łatwiej. Nie, jednak nie.
Przekroczył próg, następnie się cofnął. Podszedł do mnie i jeszcze raz mnie uściskał. Dopiero potem wyszedł.
Rozstania są jak małe śmierci. Po każdym z nich umiera cząstka nas. Czasami udaje się nam załatać powstałą dziurę kawałkiem nowego siebie, czasami nie. Tak czy siak, rozstania zmieniają nas w większym czy mniejszym stopniu.
Teraz niczego już nie byłam pewna. Serce biło mi jak szalone. Może Wojtek coś do mnie czuje? Przestań tyle myśleć pani Bartman.. A nawet jeśli tak, to ja chyba nic… Naprawdę zależało mi na Piotrku. Zbyszek to inna sprawa.
Kochającemu człowiekowi najtrudniej jest ocenić, w którym momencie kończy się granica miłości, a zaczyna naiwności.
Poszłam wziąć prysznic. Przebrałam się w pidżamę i położyłam się do łóżka. Po kilku sekundach wstałam i wzięłam miśka, którego dostałam od Wojtka. Wtulona w pluszaka, zasnęłam.
To dziś zmieniam życie. Wyjazd do Lubina. Dopiero w bliższej przyszłości okaże się, czy to był dobry wybór.
Wstałam o 9.00. Poszłam wziąć prysznic. Ubrałam się : http://allani.pl/zestaw/887031-887031-kolekcja-jesien-2013 Postanowiłam założyć szpilki. Od razu chcę jechać do tego klubu. A muszę jakoś wyglądać. Nie lubię szpilek, ale cóż…
Około 11.00 zadzwoniłam do Marty. Nie była zachwycona moim wyjazdem. Ale tak jak inni nie mieli nic do gadania. To moja decyzja.
O 14.00 pożegnałam się z Iwoną. Krzysiek był niestety na treningu. O 14.30 byłam już na dworcu autobusowym.
Nagle usłyszałam głos Pita. Tylko, że ten głos rozchodził się na cały dworzec. Odwróciłam się i zobaczyłam jak Pit trzyma w ręku mikrofon. Kurwa.. nie ogarniam.
- Oliwia proszę.. Zostań. – usłyszałam jego głos. Wszyscy ludzie się na mnie gapili, jak na jakąś idiotkę. Stałam na środku. Wszyscy przeszli na bok.
 ************************************************
Jakoś podoba mi się ten rozdział :)
Ech, przegraliśmy z Chorwacją, ale moim zdaniem PRZEGRAĆ Z CHORWACJĄ TO NIE WSTYD! 
Dziś Michał Jurecki :)
Zastanawiam się nad epilogiem... 
Komentujesz = motywujesz ;*

wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział 47


- Pozwoli pani na to, że pani pracownica truje ludzi? – zapytał z wyrzutem.
Dość tego! Nie będę się tak temu przyglądała..
- Robisz to specjalnie bo mnie nienawidzisz! Sam pewnie wrzuciłeś tą muchę do tej szklanki! – spojrzałam na niego tak jakbym chciała go zabić.. Nieźle sobie to wykombinował.
- I co, nic pani z tym nie zrobi? Teraz ja, a jutro kto następny? A co by było, gdybym to wypił?
- Złego diabli nie biorą. – syknęłam.
- Oliwia… Przeproś pana.. – zarządziła Kinga.
- Co?! – wrzasnęłam. – Przecież on to sobie upozorował, nienawidzi mnie!
- Przeproś. – jęknęła szefowa.
- Nie. – uniosłam brew.
- Myślę, że przepraszam tu nie wystarczy. Mam nadzieje, że tej pani nie ujdzie to na sucho. – zwrócił się oburzony do Kingi.
- Tobie nie ujdzie to na sucho! – wyrwałam siostrze Ignaczaka sok z ręki i chlusnęłam Tomkowi go prosto w twarz.
Zabolało, tak jak ostatnio, tak jak zawsze.
Był wkurwiony. Kinga mnie opierdzieliła. Kazała ponownie przeprosił. Odmówiłam.
- Przeprosisz, albo… - zaczęła.
- Albo?
Cisza… Zrozumiałam bardzo dobrze o co jej chodziło. Spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem.. Potem na Tomka.. Kinga pokiwała głową…
Umiejętność przewidywania równa się mniejszemu rozczarowaniu.
Serio?
Zaczynam gubić się w swojej beznadziejności.
Zdjęłam fartuch i wyszłam. Może i jestem zbyt ambitna na te tak proste słowo „przepraszam”. Jak się czuję? Jak człowiek bez pracy. W sumie to nic nie mam. Tak się zastanawiam, co w ogóle mnie tu trzyma? Brak pracy, miłości, przyjaciół też za wiele nie mam…
Jednym słowem : NIC.
Kiedy kobieta mówi nic to wiedz, że coś się dzieje.
Po chwili usłyszałam głos Tomka:
- Jak chcesz to zatrudnię cię jako szmatę do podłogi. – zakpił.
- Zadowolony? Tak naprawdę, to tylko o to ci chodziło? Zawsze chciałeś mnie zniszczyć… - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Skoro nie mogę cię mieć… To wolę cię skrzywdzić. – uniósł brew.
Westchnęłam. Co więcej mogłam? Odwróciłam się i skierowałam się do domu. Nawet nie zamawiałam taksówki. Byłam tak… Niekoniecznie wkurzona.. ale czułam, że przegrałam. Z nim, z samą sobą.
Zaczął padać deszcz. Do domu jakieś 2 km. Nie przejmowałam się tym wcale. Może w końcu zmyję z siebie wspomnienia, fałszywe znajomości..
Po 40 minutach spaceru, całą mokra dotarłam do domu. Od razu Iwona ochrzaniła mnie, że w taki deszcz wracałam na piechotę.
Poszłam do swojego pokoju. Wzięłam gorący prysznic. Przebrałam się :   http://allani.pl/zestaw/911698-911698-kolekcja-zima-2014 i od razu rzuciłam się na łóżko. Myślałam o swoim życiu. W ogóle to o sensie jego życia. Przecież jestem tylko zbędną, przeszkadzającą wszystkim istotą. Koniec pracy, to przecież nie dramat. Może oznacza to wolność? Może jechać do tego jebanego Lubina, zacząć wszystko od nowa?
Nie, nie zapomniałam o nim. Może czas sobie wszystko wyjaśnić? Może za dużo tego  „może’’?
Może.
Postanowiłam do niego jechać. Ubrałam buty i płaszczyk i zamówiłam taksówkę. Dziś się okaże czy pojadę do tego Lubina czy nie. Tak naprawdę to nie zależy tylko ode mnie, ale też od innych osób…
Dobra, od Pita też.
Dotarłam pod jego dom. Im bliżej byłam drzwi, tym szybciej chciałam zawracać. Cholernie boję się tej rozmowy. Zapukałam.
Po kilku sekundach zobaczyłam w drzwiach jego.
- Chciałam przyjść wczoraj, ale… - zaczęłam ale usłyszałam czyiś głos.
- Piotruś gdzie ty jesteś? – to ta fizjoterapeutka.
Po co to wszystko? Przyjdź do mnie, porozmawiajmy?
- To nie tak.  – wyrwał się Pit.
Nie mogłam w to uwierzyć. Znów mnie oszukał. A najgorsze jest to, że ja nadal go kocham. Dla niego byłam gotowa zostać. A teraz?
Przywaliłam tej suce w mordę. Odciągnął mnie Nowakowski.
- Puszczaj, brzydzę się ciebie! – wrzasnęłam prawie dławiąc się łzami.
Wybiegłam. On wybiegł za mną. Zatrzymał mnie. Mocno przytulił do siebie. Chyba dlatego, żebym mu nie uciekła…
- To naprawdę nie tak. Wtedy też. Ona mnie pocałowała. Tak po prostu. Ja nie chciałem. Tłumaczyłem jej, że kocham ciebie. Jak na razie zrozumiała. A teraz, sąsiad zalał jej mieszkanie, więc ją przenocowałem. To na tyle. – powiedział z tą samą miną jak zawsze. No tak, zero emocji.
- Nie umiem ci zaufać. – powiedziałam. Z moich oczu napływało coraz to więcej łez. – Za dużo wrażeń, jak na kilka minut. I co mam ci uwierzyć? I znowu kurwa będziemy szczęśliwi, dopóki któreś z nas tego nie spieprzy? – wrzasnęłam.
Przerwał moje krzyki pocałunkiem w usta. Szybko się od niego oderwałam.
- Nie dzwoń. Zostaw mnie w spokoju. – stałam w osłupieniu.
Po chwili się ocknęłam i uciekłam. Nie poszedł za mną. I dobrze. Zamówiłam taksówkę i wróciłam do domu Ignaczaków. Nic cię tu już nie trzyma pani Bartman. Nic.
Postanowiłam zadzwonić do klubu z Lubina. Długo się zastanawiałam, czy nacisnąć zieloną słuchawkę.
Ostatecznie nacisnęłam. Zapytałam kiedy mogę przyjechać. Prezes klubu powiedział, że to zależy ode mnie. I to jak na razie mi wystarczyło. Rozłączyłam się. Usiadłam z laptopem na łóżku. Zaczęłam przeglądać rozkłady autobusów i pociągów.
Okazało się, że dopiero jutro mogę udać się do Lubina. O 15.00 jest autobus, a następnie przesiadka i dalsza podróż pociągiem.
Ignaczakom chyba należy się poznanie prawdy o moim wyjeździe… Zeszłam do kuchni. Zastałam tam całą rodzinę. Iwona i Krzysiek rysowali coś z dzieciakami.
- Wyjeżdżam jutro do Lubina. – powiedziałam wprost. Po co przedłużać?
- Jak to? – spytała zaskoczona Iwona. – Źle ci z nami?
- Oczywiście, że nie. – usiadłam obok nich na krzesełku. – Dostałam propozycję gry w pierwszoligowym zespole. To dla mnie szansa.
- A co z pracą? – zapytał Ignaczak.
- Już tam nie pracuję. To długa historia. – mruknęłam pod nosem.
- Uważaj na siebie. Przecież ci nie zabronimy. Jesteś dorosła. – powiedziała Iwona. Widziałam, że miała łzy w oczach.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę, a następnie udałam się do swojego pokoju.
Około 18.00 postanowiłam iść na trening, żeby powiedzieć trenerowi, że wyjeżdżam. Nie był zachwycony. Ale nic na to nie mógł poradzić. Postanowiłam nie grać dziś na ostatnim treningu. Usiadłam na trybunach. Tu na tym boisku przeżyłam tyle emocji. Hah, kto by w ogóle pomyślał, że taka osoba jak ja z bidula się tutaj znajdzie. A teraz? Będę grała z gwiazdami piłki ręcznej.
Moment pustki? Kiedy widzisz spadającą gwiazdę i nie wiesz, czego chcesz.
Po treningu pożegnałam się z chłopakami i dziewczynami. Tomek nawet do mnie nie podszedł. Też nie miałam ochoty patrzeć na jego mordę.
Masz prawo mnie nienawidzić, ja mam prawo mieć to w dupie.  :)
Najbardziej nie chciałam rozstawać się z Mariuszem. To chyba najfajniejsza osoba z całego teamu. Żegnaliśmy się przez kilkanaście minut.
- Musisz? – jęknął.
- Jedź ze mną. – spojrzałam na niego.
- Nie. – zaśmiał się. – Mam tu wszystko… Miałem… Nie wyjeżdżaj. – ponownie to powiedział i tym razem się zaśmiał.
- Ja tu nie mam nic i nikogo.
- To przez tego chłopaka wyjeżdżasz? – spytał jakby z pretensją.
Cisza.
„I krzyczę 'weź mnie ratuj', kiedy patrzysz w moje oczy Ale nie chcesz tego słyszeć, nic nie mówisz i odchodzisz”.
Ostatnie spojrzenie na halę, Mariusza. Nie chciałam wracać do domu. Postanowiłam ostatni raz zwiedzić Rzeszów, aby czasami nie zapomnieć jak wygląda. Ech, to takie smutne, kiedy przychodzi ci się z czymś rozstać.
**************************************************************************
:) Także tak to wygląda :)
Dziś wstawiam wam Karolla i Włodiego  ;D <3
Dziś były w mojej szkole rozgrywki w siatkówkę :D
Wygraliśmy <3 
Teraz rejon ;p
Pozdrawiam :)


Komentujesz = motywujesz ;*