Obudził
mnie budzik. Poszłam do łazienki. Zjadłam śniadanie zrobione przez Iwonę.
Przebrałam się : http://allani.pl/zestaw/898342-jeansy-only i po 30 minutach byłam już w pracy.
Jakoś na
niczym nie mogłam się skupić. Cały czas myślałam o naszej rozmowie ze
Zbyszkiem. Dałam jej trzy dni… Mam nadzieję, że powiedziała mu. Nie chcę tego
robić za nią. Może nie powinnam mu nic mówić?
- Oliwia,
halo! – usłyszałam Kingą.
No tak,
przelałam kawę…
-
Przepraszam. – chwyciłam po ścierkę.
- Ja wiem,
że niedługo święta, ale jeszcze trochę musisz popracować. – roześmiała się.
Cieszę się,
że to Kinga była moją szefową. Nie musiałam działać pod presją, jakiegoś
zgorzkniałego faceta…
Czas mija
szybko. O 16.00 wyszłam z pracy. Postanowiłam od razu iść na trening
Resoviaków. Padał śnieg. Szłam przed siebie. Rozejrzałam się raz w prawo, raz w
lewo, aby przejść na drugą stronę. Nic
nie jechało. Tak mi się wydawało… Przechodząc, odruchowo zerknęłam w bok.
Śnieg,
światła samochodu, uderzenie, pisk opon. Czuję ból. Chyba ktoś mnie potrącił.
Słyszę jakieś głosy. Jakaś kobieta, krzyczy, żeby mi pomogli. Silny ból głowy,
biodra doprowadzają mnie do tego, że tracę przytomność.
PERSPEKTYWA
PITA:
- Halo? –
odebrałem telefon. To Krzysiek.
- Oliwia…
Miała wypadek… - załamał mu się głos.
- Jak to? !
– krzyknąłem.
- Pit… -
zaczął..
- Podaj mi
adres. – chwyciłem po długopis i kartkę.
Zapisałem
adres. Bez chwili namysłu wsiadłem w samochód. Jechałem łamiąc chyba wszelkie
przepisy drogowe.
Docieram na
miejsce. Na korytarzu widzę Krzyśka i załamaną Iwonę. To chyba coś poważnego.
Dopytuję co się stało. Ignaczak mówi, że sam niewiele wie. Wychodzi lekarz.
Mówi, że Oliwia jest w śpiączce. Zamarłem… Usiadłem bezradnie na Krześle. Iwona
bezradnie opadła na podłogę. Czułem, że nic nie mogę.. Nic.. Nawet nie mogliśmy
do niej wejść. Za 10 dni święta… Dlaczego ona? Nawet nie zdążyłem jej
powiedzieć.. Strasznie tego żałuję.
Mijają
minuty, godziny… Nic. Lekarze bezradnie tłumaczą, że trzeba czekać. Podobno
stan Oliwi się poprawia. Jest silna.. Musi wytrzymać.
W szpitalu
zjawiają się: Bartman, Lotman, Achrem i Kosok. Próbują mnie pocieszyć,
tłumaczą, że z tego wyjdzie. Nie wytrzymuję. Krzyczę na nich. Trzaskam drzwiami
i wychodzę na zewnątrz.
PERSPEKTYWA
BARTMANA:
- Nie
rozumiem Pita, stał się strasznie nerwowy. – patrzy tępo w ścianę Kosok.
- Teraz
najważniejsza jest Oliwia… - patrzę na niego.
Wychodzi
lekarz.
- Doktorze?
– zaczął Igła.
- Jest
lepiej. Na 99 % wyjdzie z tego. – mówi lekarz.
To tak
jakby powiedział : Wygrałeś w lotto!
Siadam obok Iwony. Mówię jej, że będzie dobrze. Co ja więcej mogę? Dzwoni
Pamela.
- Halo? –
odbieram i odsuwam się na kilkanaście kroków.
- Gdzie
jesteś? Przecież mięliśmy wyjść na kolację. Zarezerwowałam dla nas stolik. –
mówi.
- Oliwia
miała wypadek. Przykro mi kochanie, ale muszę zostać w szpitalu.
- Nie
musisz! – krzyczy. – Kto jest dla ciebie ważniejszy? Ona? – krzyczy do
słuchawki i rozłącza się.
Mam
zostawić Oliwię, tylko dlatego, że Pamela zarezerwowała stolik? Jeszcze
przecież nie raz zjemy razem kolację. Powracam do chłopaków i Iwony.
PERSPEKTYWA
IGŁY:
Minął
tydzień. I nic. Codziennie siedzimy w szpitalu. To miło, że chłopaki tak
martwią się o Oliwię. Niestety jeszcze się nie obudziła. Lekarz mówi, że jest
lepiej. Ale mówił tak tydzień temu, wczoraj dzisiaj…
Wreszcie
pozwolili nam ją odwiedzić. Iwona od razu do niej weszła.
- Doktorze!
– krzyknęła Iwona.
Spojrzałem
na lekarza. Od razu pognał do Oliwi, a ja za nim.
- Ona..
ona.. ruszyła palcem.. Naprawdę! – powiedziała cała zapłakana Iwona.
- Proszę wyjść. – powiedział lekarz.
Iwona nie
chciała. Musiałem ja wyprowadzić. Lekarz musiał zbadać Oliwię.
-
Naprawdę.. Ruszyła … - powiedziała moja żona ocierając łzy.
- Cii.. –
przytuliłem ja do siebie.
W tym
momencie wychodzi lekarz.
- Obudziła
się. – lekko się uśmiecha.
Odetchnąłem.
Iwona nie mogła przestać płakać. W tym wypadku ze szczęścia.
Perspektywa
Oliwi :
Słyszę
Iwonę.. Tak, to chyba ona. Płacze. Powtarza, że musze być silna. Chcę otworzyć
oczy, przytulić ją, powiedzieć, że nic mi nie jest. Nie mogę. Coś mi na to nie
pozwala. Chce jej przekazać, że nie umarłam… Jakimś cudem udaje mi się poruszyć
palcem. Udało się, zauważyła. Po chwili słyszę głos lekarza, który wymawia moje
imię. Otwieram oczy. Widzę go jak przez mgłę. Mówi do mnie, lecz słyszę jedynie
szum. Podaje mi jakieś leki. Odzyskuję świadomość.
- Jest pani
w szpitalu. Miała pani wypadek. – mówi lekarz.
- Ile tu
już jestem? – pytam.
- Tydzień.
Ale proszę na razie nic nie mówić. – wychodzi.
Nadal nie
wiem co się stało. Pamiętam to jakby przez mgłę. Widzę światła samochodu..
Potem ciemność. Jakiś samochód… Wszystko miesza mi się w głowie. Przez kilka
godzin odwiedza mnie tylko lekarz. Pytam, czy może przysłać do mnie Iwonę.
Mówi, że jestem jeszcze za słaba.
Chce na
niego nakrzyczeć, że jest już dobrze, ale po chwili stwierdzam, że i tak mnie
nie posłucha.
Robi się ciemno. Pytam pielęgniarki ile pozostało do świąt. Ta informuje
mnie, że trzy dni. Cieszę się, bo zawsze lubiłam święta. Zasypiam.
- Cicho, bo
ją obudzisz. – słyszę głos Igły.
- Spała 8
dni, to chyba się wyspała. – odpowiada mu Lotman.
- Wyspałam.
– śmieję się i otwieram oczy.
-
Tęskniliśmy za tobą, martwiliśmy się. – zaczyna Igła.
- Nie
potrzebnie. – mówię.
- Dobrze,
że już wróciłaś. – mówi Lotman i całuje mnie w policzek.
- Mam
pytanie…
- Hm? –
pyta Ignaczak i otwiera okno.
- Kto to
był?
- Ale
kiedy? –dopytuje libero.
- Kto mnie
potrącił? To był przypadek?
Ignaczak
chyba nie wie co powiedzieć. Panuje cisza. Zbiera myśli. Nie dane jest mi
poznać prawdę, bo wchodzi policja.
Lekarz chciał ich wyprosić, mówiąc, że jestem
jeszcze słaba. Ale kazałam im zostać. Chłopaki wyszli na korytarz. Policjant
pytał, czy coś pamiętam. Dowiedziałam się, że to nie był wypadek. Kto aż tak
mnie nienawidzi? No tak pani Bartman. W ostatnim czasie zyskałaś kilku
nieprzyjaciół. Ale chyba najważniejsze, że żyję. Żyję i mam się dobrze.
Wszyscy
wyszli. Zostałam sama. Miałam trochę czasu na rozmyślania. Najbardziej chciałam
dowiedzieć się tego, kiedy znów będę mogła zacząć trenować. Ręczna to całe moje
życie. To wspomnienia. Nie wyobrażam sobie bez niej życia.
Patrzę na
swoje ręce. Są trochę podrapane. Unoszę je do góry, sprawdzając, czy nic mnie
nie boli. Jeśli nie, to może jeszcze dziś pójdę na trening. Chcę poruszyć nogą.
Nie mogę.. Może to normalne? Druga też nie wykonuje moich poleceń… Dlaczego?
Wpadłam w panikę. Przyszedł lekarz.
- Doktorze,
ja.. ja.. – z oczu zaczęły lecieć mi łzy.
- Siostro
proszę dać jej coś na uspokojenie. – powiedział i zaczął oglądać moje nogi.
Pytał czy coś czuje. Bezradnie odpowiadałam, że nie. To chyba te leki tak
sprawiły, bo zrobiłam się senna. Zasnęłam.
PERSPEKTYWA
PITA:
Obudziła
się, ale teraz śpi. Jestem teraz przy niej, to teraz tylko się liczy. Trzymam
jej dłoń. Ne chcę, żeby teraz była sama. No nie jest. Na korytarzu są
Ignaczakowie, Bartman i jeszcze kilku Resoviaków.
Obudziła
się. Nic nie mówiła. Nie chciałem o nic pytać, ani jej ściemniać. Sam niewiele
wiem. Ścisnąłem mocniej jej dłoń. Przekręciła głowę. Chyba dlatego, żebym nie
patrzył, ani nie wiedział, że płacze. Ciężko mi było patrzeć na Oliwię w takim
stanie. Mi samemu chciało się płakać..
- Musisz
być silna. – przeszedłem na drugą stronę łóżka i położyłem się obok niej. Wiem,
że niewiele mogę… Nic nie mówiła. Jakby wszystko było dla niej teraz obojętne.
Otarłem jej łzy kciukiem. – Gdybyś czegoś potrzebowała, to mów. Nie jesteś
sama. – pocałowałem ją w policzek i wyszedłem.
******************************************************************************
Postanowiłam dzis rozdział dodać dzień wcześniej. Taki prezent na nowy rok ;D U Oliwi się dzieję, nie da się ukryć ;3 Komentujesz = motywujesz ;* SZCZĘSLIWEGO NOWEGO ROKU KOCHANI!