wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 38


Obudził mnie budzik. Poszłam do łazienki. Zjadłam śniadanie zrobione przez Iwonę. Przebrałam się : http://allani.pl/zestaw/898342-jeansy-only i po 30 minutach byłam już w pracy.
Jakoś na niczym nie mogłam się skupić. Cały czas myślałam o naszej rozmowie ze Zbyszkiem. Dałam jej trzy dni… Mam nadzieję, że powiedziała mu. Nie chcę tego robić za nią. Może nie powinnam mu nic mówić?
- Oliwia, halo! – usłyszałam Kingą.
No tak, przelałam kawę…
- Przepraszam. – chwyciłam po ścierkę.
- Ja wiem, że niedługo święta, ale jeszcze trochę musisz popracować. – roześmiała się.
Cieszę się, że to Kinga była moją szefową. Nie musiałam działać pod presją, jakiegoś zgorzkniałego faceta…
Czas mija szybko. O 16.00 wyszłam z pracy. Postanowiłam od razu iść na trening Resoviaków. Padał śnieg. Szłam przed siebie. Rozejrzałam się raz w prawo, raz w lewo, aby  przejść na drugą stronę. Nic nie jechało. Tak mi się wydawało… Przechodząc, odruchowo zerknęłam w bok.
Śnieg, światła samochodu, uderzenie, pisk opon. Czuję ból. Chyba ktoś mnie potrącił. Słyszę jakieś głosy. Jakaś kobieta, krzyczy, żeby mi pomogli. Silny ból głowy, biodra doprowadzają mnie do tego, że tracę przytomność.
PERSPEKTYWA PITA:
- Halo? – odebrałem telefon. To Krzysiek.
- Oliwia… Miała wypadek… - załamał mu się głos.
- Jak to? ! – krzyknąłem.
- Pit… - zaczął..
- Podaj mi adres.  – chwyciłem po długopis i kartkę.
Zapisałem adres. Bez chwili namysłu wsiadłem w samochód. Jechałem łamiąc chyba wszelkie przepisy drogowe.
Docieram na miejsce. Na korytarzu widzę Krzyśka i załamaną Iwonę. To chyba coś poważnego. Dopytuję co się stało. Ignaczak mówi, że sam niewiele wie. Wychodzi lekarz. Mówi, że Oliwia jest w śpiączce. Zamarłem… Usiadłem bezradnie na Krześle. Iwona bezradnie opadła na podłogę. Czułem, że nic nie mogę.. Nic.. Nawet nie mogliśmy do niej wejść. Za 10 dni święta… Dlaczego ona? Nawet nie zdążyłem jej powiedzieć.. Strasznie tego żałuję.
Mijają minuty, godziny… Nic. Lekarze bezradnie tłumaczą, że trzeba czekać. Podobno stan Oliwi się poprawia. Jest silna.. Musi wytrzymać.
W szpitalu zjawiają się: Bartman, Lotman, Achrem i Kosok. Próbują mnie pocieszyć, tłumaczą, że z tego wyjdzie. Nie wytrzymuję. Krzyczę na nich. Trzaskam drzwiami i wychodzę na zewnątrz.
PERSPEKTYWA BARTMANA:
- Nie rozumiem Pita, stał się strasznie nerwowy. – patrzy tępo w ścianę Kosok.
- Teraz najważniejsza jest Oliwia… - patrzę na niego.
Wychodzi lekarz.
- Doktorze? – zaczął Igła.
- Jest lepiej. Na 99 % wyjdzie z tego. – mówi lekarz.
To tak jakby powiedział :  Wygrałeś w lotto! Siadam obok Iwony. Mówię jej, że będzie dobrze. Co ja więcej mogę? Dzwoni Pamela.
- Halo? – odbieram i odsuwam się na kilkanaście kroków.
- Gdzie jesteś? Przecież mięliśmy wyjść na kolację. Zarezerwowałam dla nas stolik. – mówi.
- Oliwia miała wypadek. Przykro mi kochanie, ale muszę zostać w szpitalu.
- Nie musisz! – krzyczy. – Kto jest dla ciebie ważniejszy? Ona? – krzyczy do słuchawki i rozłącza się.
Mam zostawić Oliwię, tylko dlatego, że Pamela zarezerwowała stolik? Jeszcze przecież nie raz zjemy razem kolację. Powracam do chłopaków i Iwony.
PERSPEKTYWA IGŁY:
Minął tydzień. I nic. Codziennie siedzimy w szpitalu. To miło, że chłopaki tak martwią się o Oliwię. Niestety jeszcze się nie obudziła. Lekarz mówi, że jest lepiej. Ale mówił tak tydzień temu, wczoraj dzisiaj…
Wreszcie pozwolili nam ją odwiedzić. Iwona od razu do niej weszła.
- Doktorze! – krzyknęła Iwona.
Spojrzałem na lekarza. Od razu pognał do Oliwi, a ja za nim.
- Ona.. ona.. ruszyła palcem.. Naprawdę! – powiedziała cała zapłakana Iwona.
 - Proszę wyjść. – powiedział lekarz.
Iwona nie chciała. Musiałem ja wyprowadzić. Lekarz musiał zbadać Oliwię.
- Naprawdę.. Ruszyła … - powiedziała moja żona ocierając łzy.
- Cii.. – przytuliłem ja do siebie.
W tym momencie wychodzi lekarz.
- Obudziła się. – lekko się uśmiecha.
Odetchnąłem. Iwona nie mogła przestać płakać. W tym wypadku ze szczęścia.
Perspektywa Oliwi :
Słyszę Iwonę.. Tak, to chyba ona. Płacze. Powtarza, że musze być silna. Chcę otworzyć oczy, przytulić ją, powiedzieć, że nic mi nie jest. Nie mogę. Coś mi na to nie pozwala. Chce jej przekazać, że nie umarłam… Jakimś cudem udaje mi się poruszyć palcem. Udało się, zauważyła. Po chwili słyszę głos lekarza, który wymawia moje imię. Otwieram oczy. Widzę go jak przez mgłę. Mówi do mnie, lecz słyszę jedynie szum. Podaje mi jakieś leki. Odzyskuję świadomość.
- Jest pani w szpitalu. Miała pani wypadek. – mówi lekarz.
- Ile tu już jestem? – pytam.
- Tydzień. Ale proszę na razie nic nie mówić. – wychodzi.
Nadal nie wiem co się stało. Pamiętam to jakby przez mgłę. Widzę światła samochodu.. Potem ciemność. Jakiś samochód… Wszystko miesza mi się w głowie. Przez kilka godzin odwiedza mnie tylko lekarz. Pytam, czy może przysłać do mnie Iwonę. Mówi, że jestem jeszcze za słaba.
Chce na niego nakrzyczeć, że jest już dobrze, ale po chwili stwierdzam, że i tak mnie nie posłucha.
Robi się ciemno. Pytam pielęgniarki ile pozostało do świąt. Ta informuje mnie, że trzy dni. Cieszę się, bo zawsze lubiłam święta. Zasypiam.
- Cicho, bo ją obudzisz. – słyszę głos Igły.
- Spała 8 dni, to chyba się wyspała. – odpowiada mu Lotman.
- Wyspałam. – śmieję się i otwieram oczy.
- Tęskniliśmy za tobą, martwiliśmy się. – zaczyna Igła.
- Nie potrzebnie. – mówię.
- Dobrze, że już wróciłaś. – mówi Lotman i całuje mnie w policzek.
- Mam pytanie…
- Hm? – pyta Ignaczak i otwiera okno.
- Kto to był?
- Ale kiedy? –dopytuje libero.
- Kto mnie potrącił? To był przypadek?
Ignaczak chyba nie wie co powiedzieć. Panuje cisza. Zbiera myśli. Nie dane jest mi poznać prawdę, bo wchodzi policja.
 Lekarz chciał ich wyprosić, mówiąc, że jestem jeszcze słaba. Ale kazałam im zostać. Chłopaki wyszli na korytarz. Policjant pytał, czy coś pamiętam. Dowiedziałam się, że to nie był wypadek. Kto aż tak mnie nienawidzi? No tak pani Bartman. W ostatnim czasie zyskałaś kilku nieprzyjaciół. Ale chyba najważniejsze, że żyję. Żyję i mam się dobrze.
Wszyscy wyszli. Zostałam sama. Miałam trochę czasu na rozmyślania. Najbardziej chciałam dowiedzieć się tego, kiedy znów będę mogła zacząć trenować. Ręczna to całe moje życie. To wspomnienia. Nie wyobrażam sobie bez niej życia.                                                                                                           
Patrzę na swoje ręce. Są trochę podrapane. Unoszę je do góry, sprawdzając, czy nic mnie nie boli. Jeśli nie, to może jeszcze dziś pójdę na trening. Chcę poruszyć nogą. Nie mogę.. Może to normalne? Druga też nie wykonuje moich poleceń… Dlaczego? Wpadłam w panikę. Przyszedł lekarz.
- Doktorze, ja.. ja.. – z oczu zaczęły lecieć mi łzy.
- Siostro proszę dać jej coś na uspokojenie. – powiedział i zaczął oglądać moje nogi. Pytał czy coś czuje. Bezradnie odpowiadałam, że nie. To chyba te leki tak sprawiły, bo zrobiłam się senna. Zasnęłam.   
PERSPEKTYWA PITA:
Obudziła się, ale teraz śpi. Jestem teraz przy niej, to teraz tylko się liczy. Trzymam jej dłoń. Ne chcę, żeby teraz była sama. No nie jest. Na korytarzu są Ignaczakowie, Bartman i jeszcze kilku Resoviaków.
Obudziła się. Nic nie mówiła. Nie chciałem o nic pytać, ani jej ściemniać. Sam niewiele wiem. Ścisnąłem mocniej jej dłoń. Przekręciła głowę. Chyba dlatego, żebym nie patrzył, ani nie wiedział, że płacze. Ciężko mi było patrzeć na Oliwię w takim stanie. Mi samemu chciało się płakać..
- Musisz być silna. – przeszedłem na drugą stronę łóżka i położyłem się obok niej. Wiem, że niewiele mogę… Nic nie mówiła. Jakby wszystko było dla niej teraz obojętne. Otarłem jej łzy kciukiem. – Gdybyś czegoś potrzebowała, to mów. Nie jesteś sama. – pocałowałem ją w policzek i wyszedłem.
******************************************************************************
Postanowiłam dzis rozdział dodać dzień wcześniej. Taki prezent na nowy rok ;D U Oliwi się dzieję, nie da się ukryć ;3 Komentujesz = motywujesz ;* SZCZĘSLIWEGO NOWEGO ROKU KOCHANI! 

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 37


- Pani Oliwio, można krótki wywiad? – zapytał mężczyzna po trzydziestce.
No przecież nie ucieknę…
- Tak. – lekko się uśmiechnęłam.
- Jest pani reprezentantką Polski. Dlaczego postanowiła pani grać w trzecioligowym Rzeszowskim klubie?
No właśnie Oliwia, dlaczego?
- Tu jest mi dobrze. W Rzeszowie. Mam tu swoje miejsce. Gra mi się tu wspaniale. W tych rozgrywkach poziom jest wysoki. Prawie taki, jak w reprezentacji.
- Gdyby pani otrzymała propozycję z pierwszoligowego klubu, zgodziłaby się pani?
- To zależy. Musiała bym rozważyć plusy i minusy, poznać ten klub. Ale jak na razie chciałabym pozostać w Rzeszowie. – powiedziałam.
- Jakie plany na święta?
No właśnie.. Za dwa tygodnie święta. Szczerze.. to zapomniałam. Jestem zbyt zajęta, aby o nich myśleć.
- Spędzę je z przyjaciółmi, rodziną. – powiedziałam z uśmiechem.
Dali mi już spokój. Wyszłam przed halę. Tam ktoś na mnie czekał. To Wojtek. Powitał mnie tym swoim uśmiechem.
- Gratuluję meczu. – chciał mnie pocałować w policzek, ale się odsunęłam. – Coś nie tak?
Byłam trochę na niego zła.. Ta dziewczyna, z która się prawie pobiłam na meczu.. Mógł mi powiedzieć…
- Mam prośbę. Wytłumacz swojej dziewczynie, że my tylko się przyjaźnimy. – spojrzałam tępo na kostkę brukowo.
- Ok. – powiedział ze śmiechem. – Ej.. ale ja nie mam dziewczyny. – podrapał się po głowie.
Opowiedziałam mu całą sytuację z meczu. Opisałam dokładnie tą dziewczynę. Nic nie mówił. Chyba próbował ogarnąć tą całą sytuację.
- Chyba mówisz o mojej byłej. Zerwałem z nią bo była o mnie cholernie zazdrosna. Nie ufała mi. Więc po co oboje mięliśmy się męczyć? To nie jest tak, że jej nie kochałem. Kochałem. Ale ona chyba bardziej moją sławę.. – westchnął. –Przepraszam, że miałaś przeze mnie kłopoty.
- Nie szkodzi. Tylko źle się z tym czuję. Nie możesz z nią pogadać? – jęknęłam.
Skrzywił się. Wyczułam, że on nie chce mieć z nią nic wspólnego. Nie nalegałam. Zmieniłam temat.
- Niedługo święta. Wiesz.. Nawet o nich zapomniałam. Dziennikarze mi przed chwilą o nich przypomnieli. – zaśmiałam się.
- Uuu.. no proszę.. Wywiady, sława.. Moja gwiazda. Tylko o mnie nie zapomnij jak zrobisz karierę gdzieś za granicą. – zaśmiał się.
- Nie martw się wyślę ci pocztówkę. – powiedziałam patrząc w jego oczy.
Nagle zaczął padać śnieg. Cieszyliśmy się jak małe dzieci. Staliśmy przed sobą i patrzyliśmy na spadające płatki z góry.
- Wiesz.. nie chcę żebyś wyjeżdżała.. – powiedział i objął mnie w pasie.
Westchnęłam.. Bo co mi pozostało..? Muszę jechać.. Do rodziny, Marty.. Przytulił mnie. Czułam ciepło.. płatki śniegu we włosach..
Słyszę muzykę.. Po chwili uświadamiam sobie, że to mój telefon. Odrywam się od Wojtka i odbieram.
- Halo?
- Cześć. – słyszę Pita. – Kiedy wracasz?
- Niedługo wyjeżdżamy z Bełchatowa. A coś się stało? – spytałam zdezorientowana.
- Nie… a o której tak będziesz?
- Myślę, że o 21.00.
- Muszę kończyć. – powiedział tajemniczo i się rozłączył.
Schowałam telefon do kieszeni. Pożegnałam się z Włodarczykiem. I wsiadłam do autobusu. Najpierw pojechaliśmy odo hotelu po walizki, a następnie prosto do Rzeszowa. W drodze, znów zaczął dzwonić mój telefon.
- Pit czegoś jeszcze mi nie powiedziałeś? – spytałam ze śmiechem, nawet nie patrząc na wyświetlacz.
- Co? – usłyszałam Martę.
- A to ty.-  westchnęłam.
- O 21.00 przyjdź do swojego nowego mieszkania. Musimy podpisać umowę.
- Koniecznie dziś? Zmęczona jestem. – jęknęłam.
- Tak. I ubierz się ładnie…
- Po co? Przecież to tylko podpisanie umowy… - powiedziałam podejrzliwie.
- Jezu Oliwia… Ja tu jestem od zadawania pytań.. Masz być i koniec. – rozłączyła się. Mój telefon nie miał spokoju. Dostałam sms`a od Wojtka.
„Już tęsknię. :(‘’
Odpisałam :
„ Głupek <3 Mam nadzieję, że odwiedzisz mnie w święta.. ;) ‘’
Odpowiedzi nie dostałam…
O 20.30 byłam już w Rzeszowie. Zadzwoniłam do Igły z prośbą, żeby po mnie przyjechał. Po 10 minutach był na miejscu. Przywitałam się z nim i ruszyliśmy do domu.
- Igła.. – zaczęłam.
- Jezuu.. to tak zabrzmiało..
- Jak? – skrzywiłam się.
- Tak. – roześmiał się.
- Bo muszę ci coś powiedzieć..
- Hm? – spytał nawet na mnie nie patrząc.
- Dziś podpisuję umowę w sprawie nowego mieszkania. Zamieszkam z Martą. W Rzeszowie, niedaleko od was.. Nie masz mi za złe?
- Dla mnie najważniejsze jest to żebyś była szczęśliwa. – lekko się uśmiechnął.
Po 10 minutach byliśmy w domu. Pogadałam z Iwoną o nowym domu. Zareagowała podobnie jak Krzysiek.
Poszłam wziąć prysznic. Przebrałam się  : http://allani.pl/zestaw/904256-bluzka-in-wear-jeansy-by-ti-mo i zamówiłam taksówkę. Około 21 byłam przed domem. Chwyciłam za klamkę. Odruchowo. Drzwi były otwarte. Weszłam do środka. Wszędzie ciemno. Chciałam zapalić światło…
- Niespodzianka! – usłyszałam wiele głosów. Światło się zapaliło. Zobaczyłam Martę z Kamilem oraz siatkarzy. Prawie wszystkich.
Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
- Z jakiej to okazji? – zapytałam, gdy Achrem zaczął mi nalewać szampana.
- Wygranych meczy i nowego mieszkania. – podszedł do mnie Pit.
- Dziękuję. – pocałowałam go w policzek.
Chciał coś powiedzieć, ale zagłuszyła go głośna muzyka. Chciałam dopytać co mówił, ale Lotman porwał mnie do tańca.
Bawiłam się świetnie. Wypiłam z Grześkiem drinka. Po chwili zjawili się Ignaczakowie. Po około2 godzinach zostałyśmy tylko ja i Marta.
- Dziękuję. – przytuliłam ją.
- Oj spadaj. – zaśmiała się. – Tęskniłam za tobą. – jęknęła.
- Ja za tobą nie. – wypięłam jej język.
Postanowiłyśmy wrócić na razie do swoich starych domów. Jutro przywieziemy ubrania, rzeczy. Marta odwiozła mnie do domu.
Po 20 minutach byłam już pod ciepła pościelą. Od razu zasnęłam.
Dziś pierwszy dzień pracy po przerwie. Potem przeprowadzka. Pita zadeklarował, że mi pomoże. Od rana już do mnie dzwonił. To miłe z jego strony.
Po pracy przyjechał po mnie Piotrek. Wzięliśmy rzeczy od Ignaczaków i po 30 minutach piliśmy już kawę w moim nowym domu.
- Ładnie tu. – powiedział Pit.
- W końcu coś swojego. – zaśmiałam się.
- Słuchaj. – zaczął Pit.
- Przepraszam, że się spóźniłam! – wpadła do pokoju Marta. Zaraz za nią wszedł Kamil. Przywitaliśmy się z nimi. Pit musiał już jechać. Odprowadziłam go do drzwi.
- Miałeś coś mi powiedzieć.. Już od dwóch dni. – roześmiałam się.
- Już nieważne. – powiedział i poszedł.
Poszłam się wypakować. Trochę tego było. Postanowiłam zrobić zakupy. I pierwszą kolację w nowym domu. Poszłam do pobliskiego marketu. Wzięłam koszyk i zaczęłam pakować od niego różne produkty. Stałam przy nabiale, w poszukiwaniu jakiegoś mleka. Przede mną stał jakiś chłopak. Chyba miał około 17 lat. Sięgnął po jogurt. Nagle jogurt wyślizgnął mu się z rąk. Spadł na podłogę. Uwierzcie.. Tak to komicznie wyglądało.. Nie mogłam opanować śmiechu. Ludzie patrzyli się i na niego i na mnie.
Młody chłopak odwrócił się w moją stronę.
- Wesołych Świąt. – powiedziałam ze śmiechem sięgając po nowy jogurt. Włożyłam mu go do koszyka.
- Wzajemnie.. Chyba cię skądś kojarzę… - uważnie zaczął mi się przyglądać.
- Występowałam w reklamie jogurtu. – zaśmiałam się.
- Ej nie ciskaj mi tak. – powiedziała.. – Wiem!
- Hmm? – włożyłam mleko do swojego koszyka.
- Jesteś szczypiornistką.
- Bingo. – puściłam mu oczko i poszłam do innego przedziału.
Po zakupach wróciłam do domu. Zrobiłam kolację. Znaczy kanapki.. Bo wybitnym kucharzem to ja nie jestem… Zjadłyśmy razem z Marta posiłek, a następnie poszłam się położyć..
Długo nie mogłam zasnąć.. Myślałam o Zbyszku, o Pameli.. Bartman nie pojawił się wczoraj… Musze jutro do niego iść.. A może.. Pamela już mu powiedziała? Obyy..
                                                        *********************************
Jak wam się podoba? :) Komentujemy ;3

czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 36


- No dobra.. Może w końcu powinnam to z siebie wyrzucić.. – spojrzałam na niego.
- Nie zmuszam cię, ale chyba tak będzie ci lepiej. Nie będziesz dusiła tego w sobie. A ja spróbuję ci pomóc. – powiedział.
Usiedliśmy na ławce. Zapanowała cisza. Czekał na moje opowieści.. A ja? Nie umiałam tego z siebie wyrzucić.
- Nie wiem od czego zacząć…
- Najlepiej… - zaczął.
- Tak wiem, od początku, ale to nie takie łatwe.
Po kilku minutach zebrałam się w sobie. Opowiedziałam mu wszystko. Dosłownie. O wszystkich przypałach, czasie spędzonym w bidulu, o Pameli, Zbyszku…
- Podziwiam cię. Tyle przeszłaś.. Ale każdy z nas ma lub miał jakieś problemy. Nie wieżę, że wszyscy mają za sobą słodkie życie. – powiedział i zaczął wycierać kciukiem, łzy spływające po moich policzkach.
- Szkoda, że ty w Bełku, ja w Rzeszowie.. – spojrzałam na niego.
- Będziemy się odwiedzać. Umowa stoi? – uśmiechnął się.
- Jasne. – powiedziałam. Nagle zaczął dzwonić mój telefon.
PERSPEKTYWA WOJTKA :
- Halo? – odebrała.
- Spacerujemy.
- Nie martw się, nie jestem mają dziewczynką.
- Niee. Wracam do hotelu.
- Też cię kocham pa.
Schowała telefon do kurtki. Cały czas zastanawiałem się, jak to możliwe, że ta dziewczyna miała takie dzieciństwo…
- Idziemy na pierogi? – spytałem z uśmiechem.
- Co?! – zaczęła się śmiać.
- No na pierogi. Nigdy nie jadłaś? – zmierzyłem ją wzrokiem.
- To bardziej brzmiało jak zaproszenie na seks. – roześmiała się.
- Ej nie jestem taki. – skrzyżowałem ręce.
- Wiem. Pierogi… Tylko o tej porze to pewnie każda knajpka pozamykana. – zaśmiała się.
- Możemy iść do mnie i je sami zrobić. – powiedziałem.
- Nie umiem gotować. – skrzywiła się.
- Ale ja umiem.. I cię nauczę. – powiedziałem i pociągnąłem ją za sobą. Wsiedliśmy do samochodu. Włączyłem radio. Zaczęliśmy śpiewać każdą piosenkę, która leciała w czasie drogi. Jakoś czas z nią płynął szybciej. Ona nie była jak inne. Nie bałem się o czymś jej powiedzieć, w obawie przed tym, ż strzeli „focha”. Rozmawiało nam się bardzo dobrze. Była wredna, ale to chyba najbardziej mi w niej imponowało.
- O czym tak myślisz? – spytała, kiedy przestałem śpiewać piosenkę, która właśnie leciała.
- O wszystkim. – spojrzałam na nią z uśmiechem.
- Naprawdę będziemy robić pierogi? Ja w kuchni.. To może się bardzo źle skończyć. – roześmiała się.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Ale jednak zaryzykuję. – powiedziałem z lekkim uśmiechem.
Po 30 minutach byliśmy już w moim mieszkaniu. Wziąłem od Oliwi kurtkę i zaproponowałem herbatę. Gdy już się rozgrzaliśmy ciepłym napojem, przeszliśmy do kuchni.
- Co mam robić? – zapytała zakładając fartuszek.
- Możesz sobie usiąść, ja się tym zajmę. – powiedziałem wyjmując produkty.
- Nie no.. Pomogę.
Ostatecznie się zgodziłem. Przesypywałem mąkę i niechcący lekko ubrudziłem nią Oliwię.
- No ej. Nie ma tak. – zaczęła się pozbywać mąki ze swoich włosów.
- To tylko mąka, dziecko. – powiedziałem z uśmiechem. – Od tego się nie ginie.
Nagle poczułem coś na swojej głowie.. Ona.. rozbiła na mojej głowie jajko..
- Od tego się nie ginie, dziecko, to tylko jajko. – roześmiała się.
Nie mogłem jej tego darować. Wziąłem mleko i wylałem je na nią. Zaczęła się jeszcze bardziej śmiać. Zaczęliśmy się rzucać mąką i w ogóle.
  - Ty to sprzątasz. – powiedziałem wchodząc do łazienki.
- Jak to.. A pierogi? Przecież mięliśmy..
- Żartowałem. Nie umiem robić pierogów. Jestem na to zbyt leniwy. Zamów pizzę. – rzuciłem jej telefon ze śmiechem.
PERSPEKTYWA OLIWI:
No tak.. Facet, który robi pierogi? Nie, od razu coś mi w Wojtku nie pasowało. Poszedł do łazienki, a ja zamówiłam pizzę. Musiałam poczekać, aż Wojtek wyjdzie z łazienki.. Przecież tak nikomu się na oczy nie pokaże.. W międzyczasie posprzątałam kuchnię.
- Ty idź się wykąpać, a ja.. – zaczął ale nie skończył. – Nie mówiłem serio o tym sprzątaniu. – lekko się uśmiechnął i podrapał po głowie.
- O pierogach też serio nie mówiłeś. – mruknęłam, ale widocznie to usłyszał, bo podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek.
Wzięłam kąpiel. O 23.00 Wojtek odwiózł mnie do hotelu. Skierowałam się do swojego pokoju. Znaczy.. Mojego i Pamelci. Ciekawe co u niej. Pewnie znowu ryczy. Już przed pokojem usłyszałam jakiej jęki.. No tak. Beczy jak nic..
Otworzyłam drzwi i zapaliłam światło. Zobaczyłam… Pamelę z jakimś mężczyzną… Już nie powiem co robili.
- To nie tak jak myślisz. – powiedziała, ale ja jej nie chciałam słuchać. Wyszłam z stamtąd. Jak ona mogła tak zdradzać Zbyszka? No tak, po niej można się spodziewać wszystkiego. Wczoraj płakała a dziś, już zabawiała się z jakimś mężczyzną.
- Oliwia. – wyszła Pamelcia.
- Wiesz kogo mi najbardziej w tym wszystkim szkoda? Zbyszka. – powiedziałam, patrząc na nią z odrazą.
- Ale to nie tak..
- A jak?! – wrzasnęłam. – Nie masz chyba 15 lat..! Jesteś z kimś w związku a pieprzysz się na boku z jakimś facetem! Szczerze.. Nie obchodzi mnie to.. Rób co chcesz.. Ale jak nie powiesz o tym Zbyszkowi, to ja to zrobię. Masz trzy dni.  – powiedziałam i odeszłam.
Czyli czeka mnie dziś noc na korytarzu. Ułożyłam się na fotelu, na korytarzu. Nie mogłam zasnąć. Gdy zamknęłam oczy miałam przed oczami Pamelę, a to Bartmana. Myślałam dosłownie o wszystkim. Pewnie pomyślicie, że będzie mi to na rękę, jak powiem wszystko Bartmanowi. Zbliżę się do niego itd. Ale nie życzę nikomu takiej sytuacji. A ze Zbyszkiem po prostu chcę być szczera.
Obudził mnie głos Mariusza.
- Co ty tu robisz? – zapytał, gdy przecierałam oczy.
- Nie widać? Śpię.
- Dobra, dobra. – uniósł ręce w geście poddania się. – Chodź na śniadanie.
Wstałam i pognałam za nim. Po śniadaniu postanowiłam wrócić do swojego pokoju. Pameli w nim nie było. Wzięłam prysznic, przebrałam się :  http://allani.pl/zestaw/898997-dres-rifle-bluzka-cv-by-maja-palma i skierowałam się do autokaru. Dziś mecz rewanżowy. Po 15 minutach byliśmy już na hali, w której miał odbyć się mecz. Pamela nie odezwała się do mnie słowem, Tomek też..
Chłopacy wygrali mecz. Bez problemów. 32:27. Teraz czas na nas. Najpierw rozgrzewka, a po chwili gwizdek sędziego, który rozpoczął pierwszą połowę.
Bełchatowianki dziś walczyły od samego początku. Gra im się układała. My nie byłyśmy gorsze. Przed sobą mam rywalkę. Chcę oddać rzut, ale ona mi to uniemożliwia.
- Zostaw Wojtka w spokoju. On jest mój. – mówi do mnie, a następnie mnie popycha. Upadam.
- O co ci chodzi? – wstaję i kieruję się w jej stronę.
- Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi. Zostaw Włodarczyka w spokoju. – uderza mnie w twarz.
Nie mogłam tak tego zostawić. Bartman nigdy nie odpuszcza. Pchnęłam ją z całej siły. Upadła. Rozdzielił nas sędzia. Zarówno ja i ona dostałyśmy żółte kartki i 2 minuty kary. Słyszę gwizdy kibiców.
- Oliwia. Nie możesz wdawać się w takie dyskusje. – opierdzielił mnie trener.
- No tak, niech mnie leje i mi ubliża, a ja jeszcze jej to ułatwię. – spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Proszę. – jęknął.
Pokręciłam głową i usiadłam na ławce. No dobra Oliwia, tylko spokojnie. Trener ma racje. Nie rozumiem. Chyba Wojtek jest dorosły… może to jego dziewczyna? Przecież powiedziałby mi.. Może uznał, że to nie ważne? Przecież my tylko się przyjaźnimy.
Po 120 sekundach jestem ponownie na boisku, ona też. Widzę w jej oczach złość. Ale to tylko mnie motywuje. Oddaję bramki, uderzając z całej swojej siły. Po pierwszej połowie prowadzimy z Bełchatowem 19:17.
Biorę łyk wody. W między czasie słucham wskazówek trenera. Wchodzimy na boisko. Gwizdek i przed nami już tylko 30 minut gry.
Każdy mecz jest dla mnie ważny. Bez względu na to, czy zawodnik jest słabszy, czy to tylko sparingi.
Druga połowa zakończona. Wygrałyśmy 33:30. MVP : Karolina. Zasłużenie. Schodzimy się do szatni. Dziewczyn zapuszczają muzykę. Przebieram się http://allani.pl/zestaw/901369-901369-kolekcja-jesien-zima-2013-2014 i wychodzę z szatni. Tam niespodziewanie „napadli na mnie” dziennikarze.
                                                        ****************************
Jak spędzacie Sylwestra? ;D Komentujesz = motywujesz ;3 

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 35


Stwierdziłam, że nie mam wyjścia. Odwróciłam się tyłem do nich. Zdjęłam koszulkę i szybkim ruchem nałożyłam koszulkę od Karola. Czułam wszystkich wzrok na sobie. Nawet Kłosa.
Potem pożegnałam się ze wszystkim i pognałam z Karolem do jego samochodu. Dowiedziałam się, że na ten mecz przyjdzie także kilka osób ze Skry.
Po 10 minutach byliśmy już w domu Karola. Weszłam do środka. Rozejrzałam się dookoła. Gdy byłam w salonie, zobaczyłam kocyk na kanapie. Położyłam się, przykrywając nim.
- Nie za wcześnie na takie rzeczy? Ale okay. – roześmiał się Kłos.
- Idiota. – skwitowałam z uśmiechem.
Po chwili Kłos dołączył do mnie. Ułożył się obok mnie.
- Idź sobie! Ty nie. – chciałam go zepchnąć, ale nie dałam rady.
- Osz ty mendo. – zaśmiał się.
Zaczęłam mu opowiadać o grze w klubie, o Zbyszku, Pamelci itd. Bawił się moim włosami. Czułam się przy nim bezpiecznie. Wiedziałam, że mogę mu o wszystkim powiedzieć, zaufać i że nigdy mnie nie oszuka. To był taki prawdziwy przyjaciel.
- I wtedy rzuciłam bramkę, owacje na stojąco. Wiesz jak ja się wtedy czułam? Jak prawdziwa gwiazda. – roześmiałam się. – Ty mnie w ogóle nie słuchasz. – spojrzałam na niego.
Zasnął. No kurwa… Widocznie zanudziłam go. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Postanowiłam go nie budzić i otworzyć.
Przede mną stał wysoki mężczyzna. Bardzo wysoki, z lekkim zarostem.
- Jest może Karol? – zapytał zaskoczony.
- Skąd znasz Karola? I po co przyszedłeś? – zapytałam niczym detektyw.
- No, no… To mój przyjaciel.
- Przyjaciel? A jaką mam pewność, że nie jest pan jakimś pedofilem, napalonym na małe dziewczynki? – zmrużyłam oczy.
W tej samej chwili wszedł Karol.
- Wchodź stary. – podał mu rękę.
- Kto to jest? – zapytał Karola nieznajomy szeptem.
- No właśnie poznajcie się. To jest Oliwia, a to jest Andrzej.  – przedstawił nas Kłos.
- Cześć. – roześmiałam się.
Odwzajemnił uśmiech. Przeszliśmy do salonu. Karol poszedł do kuchni, po jakieś przekąski. Na początku panowała cisza.
- Napalony pedofil na małe dziewczynki? – roześmiał się Andrzej Wrona.
- Nadal nie wiem kim jesteś. – zachowałam kamienną twarz.
- Siatkarzem. Tak jak Karol.
- Co jak Karol? – wpadł do salonu Kłos.
- Nic, nic. – pokręcił głową Wrona.
Po chwil zaczęli się schodzić pozostali. Była godzina 18.00. Dowiedziałam się, że grają dziś Barca kontra Real.
Nie miałam nic do piłki nożnej. Nic oprócz tego, że 11 spoconych piłkarzy ugania się za jedną piłką. No niby tak jak ja… Ale jeśli chodzi o Reprezentację Polskich piłkarzy to bez większych sukcesów…
Zaczęliśmy oglądać mecz. Na kanapie siedziałam ja oparta o Kłosa. Obok mnie Włodi – który nie był ze mną dość rozmowny – Obok Karola Aleks i Zati, na fotelu Cupko i Wrona.
Chłopaki ekscytowali się każdą akcją.. Dosłownie każdą. Nie wiem dlaczego, ale mnie to za bardzo nie kręciło. Postanowiłam iść do kuchni zrobić sobie kawę, żeby nie zasnąć.
 Chłopaki nawet nie zwrócili uwagi, że wyszłam. No tak, byli bardzo zajęci. Wstawiłam wodę i wsypałam do szklanki kawę. Nagle ktoś wszedł do środka. Odwróciłam się na pięcie.
- Spokojnie, to tylko ja. – stwierdził Włodarczyk z uśmiechem. Dopiero zobaczyłam jaki ten chłopak ma wspaniały uśmiech. Nie sposób było go nie odwzajemnić.
- Też nie chce ci się oglądać tego meczu? – skrzywiłam się.
- No nie za bardzo.  – roześmiał się.
- Mam pytanie. – powiedziałam podejrzliwie.
- Pytaj.  – uśmiechnął się po raz setny w naszej dwuminutowej rozmowie.
- Ty masz w ustach wciśnięty botoks? Bo cały czas się uśmiechasz. – powiedziałam zalewając sobie kawę.
- Dlaczego mam się nie śmiać? Śmiech to zdrowie. Z resztą mogłabyś wziąć ze mnie przykład. – powiedział wskazując na siebie palcem, oczywiście z uśmiechem.
- Nie ogarniam cię człowieku, nie wiem co bierzesz, ale wydajesz się spoko. – upiłam kawy.
- Siatkówka. Mówi ci to coś?
- Chcesz kawy?
- Poproszę. – przytaknął.
- To sobie zrób. – zaśmiałam się i chciałam wyjść z kuchni, gdy nagle zgasło światło. – Kurwa no… - krzyknęłam na cały dom.
- Spokojnie, zaraz to naprawię, pewnie korki poszły! – usłyszałam Kłosa.
Ciemno wszędzie. Stoję sobie w miejscu nie ruchomo.
- Boisz się? – usłyszałam Wojtka. Nie widziałam go, ale założę się, że mówił to, z tym swoim uśmieszkiem.
- Ja? Chyba żartujesz.  – odpowiedziałam kpiąco.
- Jesteś bardzo tajemnicza. – stwierdził.
- Ty też.
- Co chcesz o mnie wiedzieć?
- Może w ogóle nie chcę cię poznać… - bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
- Chcesz, chcesz. – roześmiał się.
Po chwili opowiedział mi o swojej rodzinie, o Skrze, swojej karierze. Nie przerywałam mu, niech się chłopak wygada. Nagle zapaliło się światło.
- O światło. – roześmiałam się. – To może taki znak, żebyś przestał pierdolić. – powiedziałam z uśmiechem.
- Wredna  jesteś, ale Cię polubiłem. – zaśmiał się jak to miał w zwyczaju. – To może teraz ty mi o sobie opowiesz?
- A muszę? – jęknęłam.
- Nie zmuszam cię. – powiedział.
Przez chwilę zapanowała cisza. Mam mu opowiedzieć całe swoje życie? Po co? Żeby mi współczuł..? Nie potrzebuję łaski. Czym tu się chwalić..?
- Wolę to zachować dla siebie. – powiedziałam.
- Przepraszam, że w ogóle zapytałem.
- Spoko. Może kiedyś ci opowiem… - powiedziałam z lekki uśmiechem.
- Może się przejdziemy? I tak nie ciekawi mnie ten mecz. Ciebie też. – zaśmiał się.
- Zimno trochę. – skrzywiłam się.
Jesień, zima zaraz…
- Ależ ty marudna. – lekko się uśmiechnął.
- No dobra, w sumie to możemy iść. – powiedziałam i pognałam po płaszczyk.
- A wy dokąd? – spytał Kłos.
- Ten no… Przejść się. – powiedziałam zakładając buty.
- Tylko ciepło się ubierz. Nie będę z tobą po lekarzach jeździł. – pogroził palcem Kłos.
- Dobrze tato. – skwitowałam z uśmiechem.
- Mówiłem to do Wojtka, ale ty też się ciepło ubierz. – roześmiał się Karollo.
- Ty mendo. – zaśmiałam się i uderzyłam go w ramię.
Po chwili byliśmy już na zewnątrz. Szliśmy ramie w ramię. Tak naprawdę prawie nic nie było widać. Przyglądałam się jakiejś parze zakochanych w sobie ludzi. Miłość.. Mnie chyba omija. Ale tak naprawdę to chyba dobrze. Nie muszę się o nikogo więcej martwić. Może i jestem egoistką, ale tak jest lepiej. Dzieci, małżeństwo, po co to komu pani Bartman? Jasne, że każdy chce mieć taką osobę, z którą chciałby spędzić całe życie.
- O czym tak myślisz?
- O wszystkim. O życiu. – powiedziałam nie przeciągając.
- Powiesz mi, co robisz na co dzień?
- Pracuje w kawiarni i gram w klubie.
- Nie wiedziałem cię nigdy w Bełchatowskim klubie. Od dawna grasz?
- Nie gram tutaj. Mieszkam w Rzeszowie. – westchnęłam.
- W Rzeszowie? – jęknął.
- Tak. Możesz mnie nawet kiedyś odwiedzić. – zaśmiałam się.
- Co? Możesz powtórzyć? Czy to ta sama Oliwia, co 5 minut wcześniej? Nie wredna, nie chamska, ale po prostu miła? – zaśmiał się. – Nie wierzę.
- Też Cię polubiłam. Ale jak chcesz to specjalnie dla ciebie mogę być wredna. – powiedziałam z uśmiechem.
- Nie dzięki. Nie musisz mi sprawiać takiej przyjemności. – roześmiał się, a ja razem z nim.
Przez kilka minut szliśmy tak sobie rozmawiając.
- Zimno ci? – spytał prawie szeptem.
- Trochę, ale wytrzymam. – powiedziałam.
Po chwili poczułam jak nakłada na mnie swoją kurtkę. To bardzo miłe z jego strony.
Miłe z jego strony? Oliwia, hamuj z tą miłością do bliźnich.
- Weź. – zdjęłam ją. – Będzie ci zimno. A ja nie jestem z tych lasek co potrzebują łaski. Nie musi się nikt nade mną użalać. – warknęłam pod nosem. Chyba to usłyszał…
- Ej, spokojnie. To tylko kurtka. Dałem ci ją, bo jestem gentelmanem. Jeśli chcesz ze mną o czymś pogadać, wypłakać się, to moje ramię jest i będzie zawsze dla ciebie otwarte. – powiedział z uśmiechem.
No tak Oliwia, ty to się nigdy nie zmienisz. Niby chcesz z nim gadać i w ogóle.. Ale swoimi słowami to wszystko komplikujesz. Nie możesz nikogo obwiniać za swoje życie. Część decyzji, to TWOJE decyzje. Stwierdziłam, że nie mogę tego w sobie dusić. A Wojtek jest inny niż inni. I żeby było jasne. Nie zakochałam się w nim. Po prostu jako jeden z nielicznych mnie nie wkurza.
                                                  ***********************
Kochani! Życzę Wam wesołych radosnych świąt, a także szczęśliwego, nowego roku! :)

sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 34


- Jeśli myślisz, że się zaprzyjaźnimy, bo mamy razem pokój.. – zaczęła Pamela.
- Nie myśl.. Źle ci to robi… - położyłam się na łóżku. – Podaj mi pilot. – kiwnęłam palcem.
- Co?! – krzyknęła.
- Żartowałam. – zerwałam się z łóżka i podeszłam do szafki.
Coś czuję, że może być wesoło. Wykończę ją psychicznie…
Najpierw postanowiłam się wypakować. Pamelcia już zajęła swoją część garderoby i wyszła na chwilę do Tomka. Trochę mi się nudziło… A zauważyłam, ze Pamelcia, to ma ze mną za dobrze.. Wymyśliłam chytry plan..
Poszłam do łazienki. Tam też zdążyła się rozgościć… Zobaczyłam jej pastę od zębów.
Oliwia… To będzie najwredniejsza rzecz w życiu, wykonana przez ciebie…
Wycisnęłam całą pastę. A wlałam tam… Uwaga… CIF. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Ta idiotka mnie rozszarpie.
Wróciłam na swoje łóżko. Przez 30 minut wpatrywałam się w jakiś beznadziejny serial w telewizji. Po 20 minutach zeszłam na dół. Mięliśmy razem z trenerem omawiać taktykę, ostatnie wskazówki. O 13.00 mecz. Czyli zostały mi dwie godziny do meczu.
Poszłam coś zjeść. Nagle usłyszałam krzyk dobiegający z mojego pokoju. To oznaczało jedno. PAMELA się skapnęła. Postanowiłam do końca zachować kamienną twarz.
- Co się stało? – wpadłam do łazienki.
- Ty idiotko! Ty to zrobiłaś! – powiedziała, wyciskając cif do umywalki.
- Ja? Pojebało cię?
- Nie udawaj. Powiem wszystko Tomkowi… - warknęła i wyszła.
Ze śmiechem rzuciłam się na łóżko. Piątka Oliwia!
Minęła godzina. Wszyscy wsiedliśmy do autokaru. Po 20 minutach byliśmy w hali gdzie miał rozgrywać się mecz. Było dużo kibiców.. Nie naszych… To była ich hala, było wiadome, że miejscowi przyjdą im kibicować.
 Najpierw my. Pierwsza połowa zakończona z 5 bramkową naszą przewagą. Druga połowa zakończona. Mecz wygrany. 30:22. I tu przeżyłam wielki szok, gdyż MVP zostałam ja, Oliwia Bartman. Cieszyło mnie to, że udało mi się pomóc zespołowi. Teraz czas na mecz chłopaków. Usiadłyśmy wszystkie w pierwszym rzędzie aby im kibicować.
Oni także wygrali bez problemu. 27:22. MVP: Tomek.
Po meczu musiałam iść do łazienki. Potrzeba wzywa. Stałam przy umywalce myjąc ręce i nagle ktoś wszedł do toalety. To Tomek. Zapowiada się ciekawie.
- No proszę, w końcu jakaś akcja. Już zaczynałam się nudzić. Przygotowałeś dla mnie coś ciekawego? – powiedziałam wyjmując papierosa.
Nic nie powiedział. Prześledził mnie od góry do dołu. Podszedł do mnie, objął w pasie i zaczął namiętnie całować.
Oliwia… Zrób coś.. Obudź się!
- Jaja sobie ze mnie robisz? – odepchnęłam go.
- Nie podobam ci się? W czym jestem gorszy od Bartmana? – odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy.
- Robisz ze mnie dziwkę? Bartman ma Pamelę. – powiedziałam, ale on ponownie zaczął mnie całować, tak jakby nie obchodziły go moje słowa. Wygrał.
Nie wiedziałam o co mu chodzi. A z drugiej strony, nie umiałam mu się oprzeć. W pewnym momencie uniósł mnie do góry, a moje nogi, oparł o swoje biodra.
Nie, do niczego więcej nie doszło, nie pozwoliłam mu na nic więcej. Tylko się całowaliśmy.  Nagle puścił mnie. Z hukiem upadłam na kafelki. Spojrzał na mnie z satysfakcją i poszedł.
Nigdy sobie tego nie wybaczę… Osiągnął to, co chciał. Z bezsilności poleciały mi łzy. Siedziałam tak bezczynnie na tych kafelkach, a z bezsilności leciały mi łzy. Zrobił z ciebie kretynkę pani Bartman.
 „Dlaczego płaczesz?
Co to za łzy na twojej twarzy?
Wkrótce zobaczysz
Wszystkie twoje lęki przeminą.”
Ktoś wszedł do środka. Tym razem, to Mariusz. Pytał co się stało. I co miałam powiedzieć? Że całowałam się ze swoim wrogiem? Ze potraktował mnie jak przedmiot, a ja mu na to pozwoliłam? Wolałam, żeby odpowiedziała mu za mnie cisza.
Usiadł obok mnie i bez słowa mnie przytulił. Tak wiele się w ostatnim czasie wydarzyło. Wróciłam pamięcią do wizyty siatkarzy w bidulu. Jak oblałam Bartmana farbą, jak razem z dziewczynami wymykałyśmy się na fajka.
Prawda jest taka, że niektóre wspomnienia, a właściwie ich większa część zawsze zostanie w naszej pamięci, czy tego chcemy czy też nie. Pamiętamy szczególnie te przykre sytuacje, które zmusiły nas do wybrania jakiejś następnej życiowej drogi, zakończenia pewnych rozdziałów, pójścia naprzód wbrew wszystkim przeciwnościom losu. Często nie zdajemy sobie sprawy, że nawet to co było złe w przeszłości w pewnym stopniu pomogło nam dotrzeć do miejsca w którym teraz się znajdujemy. Pamiętam wielu ludzi, którzy kiedyś mieli na mnie taki, czy inny wpływ. Ci, którzy mnie zranili, kiedyś byli dla mnie całym światem, dziś już nie mają dla mnie takiego znaczenia. zastąpili ich inni, którzy są dla mnie ważniejsi niż ktokolwiek inny.
Otarłam łzy. Nie wiem co ostatnio się ze mną dzieje. Nie mogę tak ciągle płakać. To nie w moim stylu…
Bez słowa otarłam łzy. Wstałam i wyszła. Nie miałam odwagi się odezwać. Podziękować, przeprosić go. Przebrałam się i wsiadłam do autobusu. Usiadłam na samym przodzie, żeby nie spotkać Tomka. Nie o to chodzi, że się go boję, że nie mam odwagi spojrzeć mu w oczy. Jedno jest pewne. Oliwia Bartman tak tego nie zostawi.
Po 30 minutach byliśmy w hotelu. Zeszłam na obiad. Po 20 minutach zwołał nas trener. Omówił nasze mecz. Co mu się podobało, nad czym musimy jeszcze popracować. Jutro dał nam dzień „wolnego”. Już planowałam w myślach jak go spędzę..
Razem z Tapetą wróciłyśmy do pokoju. Poszłam wziąć prysznic. Przebrałam się w pidżamę i wyszłam do pokoju. Nagle oniemiałam. Zobaczyłam zapłakaną Pamelcię. Może to przeze mnie?
- No dobra… - usiadłam na łóżku. – Sorry za tą pastę.
- Daruj sobie. – otarła łzy.
Łaski bez. Każdy ma swoje zasady. Zgasiłam światło i położyłam się spać.
Po 10 minutach:
Ne mogłam zasnąć… Wiedziałam, że z tą idiotką będą same problemy. Tylko siedzi i beczy…
- Długo jeszcze będziesz tak ryczała? Nie wiem czy wiesz, ale chcę spać. – powiedziałam podirytowana, przyciskając głowę poduszką.
- Przepraszam. – jeszcze bardziej się rozkleiła.
- Mów.. I tak nie zasnę. – zapaliłam lampkę.
- Bo.. Bo.. – zaczęła się jąkać.
- Stop! Weź głęboki wdech i wydech. I na spokojnie mi opowiedz.
Posłuchała się.
- Zibi w ogóle nie ma dla mnie czasu. Czasami zachowuje się tak, jakby mu na mnie nie zależało. Prawie w ogóle go nie obchodzę. – popatrzyła tęp w ścianę.
- ja od zawsze wiedziałam, że Bartman to świnia, cham, prostak itd. Związałaś się ze sportowcem, z resztą chyba wiesz jak to jest.. Jak dla rodziny nie masz czasu..
Świnia, cham i prostak? A oprócz tego przystojny, pewny siebie z charakterem, wesoły człowiek.
Rozmawiałyśmy jeszcze kilka minut. Potem tak wyszło… że zasnęłam…
Obudziłam się o 9.00. Dziś dzień wolnego. Postanowiłam odwiedzić chłopaków ze Skry.  Zamówiłam taksówkę. Po 20 minutach byłam już na hali. Zobaczyłam jak chłopaki stoją i piją wodę. Pierwszy zauważył mnie Aleks. Pokazałam mu, żeby był cicho. Przytaknął. Podeszłam po cichu do Kłosa. Pił wodę. Z całej siły przyłożyłam mu w tyłek. Prawie zadławił się wodą. Wyglądało to bardzo komicznie. Od razu odwrócił się w moją stronę.
- No tak, kogo innego mógłbym się tu spodziewać.  –popatrzył na mnie złowrogo.
- Nie cieszysz się? –zrobiłam smutną minę.
- Chodź tu głupku. – rozłożył ręce z uśmiechem.
Przytuliłam go. Po chwili Karol zapoznał mnie z resztą zawodników Skry. Część już znałam.
- Na długo przyjechałaś? – zapytał Aleks.
- Jutro gram mecz. Czyli do jutra.
- A co dziś robisz?
- W sumie to nic. – wzruszyłam ramionami.
- To zabieram cię do siebie. – powiedział Kłos.
- Co? – roześmiałam się.
- Znaczy.. – roześmiał się. Pewnie dopiero zrozumiał, co powiedział. – Oglądamy dziś z chłopakami mecz. Wpadniesz? Albo pojedziesz od razu do mnie. Już po treningu. I ugotowałabyś w końcu jakiś obiad. – zaśmiał się.
- Żartowniś z ciebie. – puknęłam go w ramię. – Ale dobra, jadę.
Musiałam poczekać na Karola przed szatnią.
- Widziałaś Wojtka? – przybiegł zdyszany Paweł Zatorski z kubełkiem wody.
WTF?
- No chyba w szatni jest.
Po chwili, wyłonił się i on. Gdy zobaczył Pawła, skierował się w moim kierunku.
Niee..
No tak, cała woda poszła na mnie.
- Dzięki. – warknęłam i zaczęłam wyciskać wodę z koszulki.
 Weszłam do szatni chłopaków.Po chwili usłyszałam gwizdy. I śmiechy.
- Pawciu? – zaśmiał się Karol, rzucając mi swoją koszulkę.
Przytaknęłam. Usiadłam na ławce czekając, aż siatkarze opuszczą pomieszczenie.
- Nie przebierasz się? – zapytał Kłos.
- Na ich oczach? No, thanks.
- Jak chcesz. Ale pamiętaj, że zaraz jedziemy. – charakterystycznie poruszył brwiami.
 ****************************************************************************
Zakupy świąteczne jyż za mną ;) Życzę wam radosnych, spokojnych świąt :D Nie wiem jeszcze czy w okresie swiątecznym będą dodawane rozdziały.. Sami rozumiecie ;3 Ale postaram się. Komentujesz = motywujesz.